Miałam jak zwykle ten sam problem. Ile mi czego potrzeba? Uznałam, że wszystkiego zrobię podwójnie. Jak zostanie to trudno. Wybrałam się na zakupy. Oczywiście tuż przed zamknięciem sklepu. Z ciężkimi siatkami weszłam do domu, zaczęłam je rozpakowywać i ręce mi opadły. Jak ja robiłam tą listę, że zapomniałam dopisać masła. Pogoda byłą paskudna, wiało i padał deszcz. Rozczarowana samą sobą, założyłam płaszcz, wsadziłam papierosa między zęby i w strugach wody, bez parasola ruszyłam na wyprawę do nocnego po masło. Musiałam wyglądać wyjątkowo żałośnie, bo nawet żule pod sklepem nic ode mnie nie chciały. To wiosenne przesilenie jest dla mnie za silne.
Ja zwykle prawie w środku nocy zabrałam się za gotowanie. Efektem mojego pichcenia tą ponurą ciemną porą miał być tort szpinakowy. Najpierw przygotowałam szpinak na gęsto z kaparami. Zrobiłam dwa razy więcej niż potrzebowałam, ale przynajmniej od razu miałam obiad z głowy, ugotowałam makaron i było po sprawie, ale wracając do tortu. Do przygotowania odpowiedniej ilości szpinaku, do ciast potrzeba:
1 paczka mrożonego szpinaku rozdrobnionego
1 łyżka posiekanych kaparów (najlepiej taka z górką)
2 ząbki czosnku
1 łyżka twarożku naturalnego (też taka jak kaparów)
1 łyżka śmietany
2 płaskie łyżki tartego sera typu parmezan
sól
pieprz
Kiedy zielona papka wesoło bulgotała na małym ogniu, zabrałam się za ciasto. Szpinaku zrobiłam podwójną ilość, ciasta też mi wyszło za dużo. W zasadzie to ten fakt całkiem mnie ucieszył. Dostałam ostatnio dwie nowe foremki sylikonowe do babeczek i miałam sposobność je wykorzystać. Ciasto ze szpinakiem, które przygotowywałam na tort, było typowo babeczkowe. Jetem przekonana, że na sam tort, wystarczyłaby połowa, a mianowicie:
2 jajka
100 g masła
2 1/2 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 jogurt typu greckiego
200 ml kefiru
1 1/2 szklanki szpinaku na gęsto
sól
pieprz
Po kolei połączyłam wszystko ze sobą. Jajka z rozpuszczonym masłem zmiksowałam do gładkiej konsystencji, potem mąkę i proszek przesiałam przez sitko, wlałam jogurt i kefir. Kiedy ciasto było gładkie dolałam szpinak i połączyłam z nim. Upiekłam dwa spody. Przy pierwszym do tortownicy (oczywiście sylikonowej) wlałam ciasto na wysokość niepełnego centymetra, a przy drugim na trochę więcej.
W czasie kiedy ciasto i babeczki wygrzewały się w piekarniku (180°C i 35 minut), zabrałam się za kremy. Wymyśliłam, że pierwszy z nich będzie na bazie fety i z dodatkiem ostrych papryczek. Sposób jego przygotowania opisałam poście Zabawa w Doktora Frankensztajna, kolejne warstwy ciasta postanowiłam oddzielić tapenadą, o niej pisałam w poście Indyk późną nocą.... Kiedy ciasto upieczone na złoto porządnie wystygło, grubszy place rozcięłam na pół. Nie rozcięte ciasto ułożyłam na talerzu, a na nie wyłożyłam krem z chili, który przykryłam kolejnym płatem ciast, następnie wyłożyłam tapenadę i kolejny płat ciasta. Na koniec górę tortu posmarowałam kremem z fety, tylko bez chili, przygotowanym z połowy porcji. Odrobiną papryczek pokrojonych w kostkę posypałam całość (trochę papryczki zostawiłam kiedy kroiłam je do kremu).
Tort zostawiłam w lodówce do rana. Całą noc zastanawiałam się czy będzie zjadliwy. Obudziłam się mocno niewyspana i przerażona efektem końcowym. Stwierdziłam, że muszę przynajmniej spróbować jak smakuje babeczka z tapenadą. Pasty z oliwek też zrobiłam dużo za dużo. Uznałam, że jest nieźle i właściwie brakuje tylko ostrego kremu z fety. Tak czy siak bałam się efektu. Pierwszy próbujący stwierdzili, że tort wyszedł świetny i nie sądzę, żeby kłamali, wszyscy poprosili o dokładkę. Szpinakowy eksperyment udał się całkowicie. Mój potwór ożył i został zjedzony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz