Mój mąż jest makaronowym pożeraczem, nawet czasami makaronowym skrytożercą. Jak tylko zostawię sitko z odcedzonym makaronem, w jakiś nie wyjaśniony sposób pojawia się zaraz obok i podjada. Jedyny sposób na niego to ścierką po łapach. Muszę go wyganiać z kuchni bo inaczej nie byłoby obiadu. Któregoś razu postanowiłam zrobić mu przyjemność i przygotować domowy makaron. Potrzebowałam do tego:
4 żółtka
450 g mąki pszennej
100 ml ciepłej wody
sól
odrobinę soku z buraków
Wszystkie składniki wymieszałam mikserem, a następnie przełożyłam ciasto na deskę i zaczęłam wyrabiać. Trwa to dłuższą chwilę, jednak jest kluczowe. Dobrze połączone składnik tworzą gładką kulkę.
Kolejnym krokiem jest zamiana ciasta w makron. Kulkę kroiłam na plastry i rozwałkowywałam ciasto podsypując obficie mąką. Tu pojawiają się dwa rozwiązania. Można pociąć makaron ręcznie albo użyć maszynki. Mam w domu maszynkę więc ją wykorzystałam. W trakcie procesu tworzenia makaronu miałam skojarzenie literacki. Mimo, że moja maszynka nie była ani plugawa, ani zmurszała, zaczęła przypominać Cthulhu.
Pocięty makron podsypałam dodatkowo mąką i pozwoliłam mu się suszyć na ścierce w paski. Przygotowanie domowego makaronu, zawsze wydawało i się strasznie czasochłonnym zajęciem. Pamiętam babcie w niedzielę w kuchni, stolnicę i mąkę. Byłam małą dziewczynką i ten proces mnie przerażał. Jak sama spróbowałam okazało się, że bardzo szybko to idzie. Czasami pomaga mi syn, który ma straszną frajdę z tego. Następnym razem spróbuję zrobić farfalle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz