Planowałam napisać
dzisiaj o szybkim obiedzie z cukinii, jednak po sprawdzeniu maila
moje plany uległy zmianie. Zostałam nominowana do Libster Blog
Award. Przegryzłam się przez całą masę zaskoczonych i
rozanielonych wpisów na różnych blogach. Niestety nie znalazłam,
żadnej sensownej odpowiedzi na pytanie co to za nagroda. Chyba
powinnam się cieszyć, skoro wszyscy inni się cieszyli. Tylko z
czego?
Formuła Libster Blog Award z tego co zauważyłam przypomina
łańcuszek. Coś co chyba wkurza większość ludzi, a ja nie należę
do wyjątków. Dodatkowo trzeba odpowiedzieć na jedenaście pytań.
Nie wiem czemu ktoś chciał by wiedzieć jakie mam preferencje
odnośnie ciepłych napojów. Jak już dopełnię tej formalności,
muszę wymyślić kolejne jedenaście abstrakcyjnych pytań a'la
złote myśli i rozesłać je jedenastu nieszczęśnikom, którzy
będą musieli zrobić to samo.
W opisie znalazłam, że powinny to być osoby z mniejszą ilością
obserwatorów. U mnie nie ma żadnych, a ja obserwuję lepszych od
siebie. Stoję przed zadaniem mozolnego wyszukania jedenastu blogów,
których wcześniej nie widziałam. Potem na chybił trafił roześlę
nominację do nagrody, którą powinno się nadawać, jak z nazwy
wynika czemuś ukochanemu. Rozumiem oczywiście, że chodzi tu o
rozprzestrzenianie informacji o własnym blogu, jednak taka metoda mi
nie odpowiada.
Po raz kolejny wytrząsam się nad czymś, zamiast zająć się
konstruktywnym opisywaniem moich subiektywnych wrażeń kuchennych.
Cóż... Co prawda spodziewałam się, że kiedyś spotka mnie jakieś
popularne w świecie blogów zjawisko, ale nie spodziewałam się go
tak szybko.Czuję się zaskoczona i zdezorientowana.
Kończąc mój wywód. Była bym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś
mógł mi podać oficjalną stronę tej nagrody i/ albo chociaż
jakiś regulamin. Bardzo chciałabym zrozumieć jej sens. Tymczasem
mimo całej garści wątpliwości i negatywnych uwaga, chciałabym
serdecznie podziękować Oliwi z Delicious
Journey za nominację. Gorąco zapraszam na jej blog, bo jest co
poczytać i można zainspirować się przed wejściem do kuchni.
Jednak nie będę odpowiadała na pytania, ani przesyłała nominacji
dalej, dopóki nie dowiem się na czym to tak naprawdę polega i kto
to wymyśliła. Jedno co mnie cieszy, to to że za nie przekazanie
łańcuszka dalej nie grozi jakaś klątwa. W tych tradycyjnych
przekazywanych przez listonosza i tych mailowych były zawsze groźby.
Jak z tortu dla mojego syna, który będę piekła w łikend wyjdzie
mi zakalec, to zacznę rzucać uroki.
Troszkę zgłodniałam przez ten wywód. Dlatego krótko na
koniec o moim obiedzie, którego jeszcze trochę mi zostało i zaraz
go dokończę. Był nisko kaloryczny i szybki. Zrobiłam dwa warzywa
z patelni.
Prócz patelni użyłam:
1 małą cukinię
1 małą czerwoną paprykę
1 garść niesolonych orzeszków ziemnych
1 cytrynę
1 łyżkę octu winnego balsamico
sól
czarny pieprz
Umytą paprykę pokroiłam prawie w zapałki, a cukinię (też
umytą) w plasterki. W między czasie na rozgrzaną patelnię wrzuciłam fistaszki i je uprażyłam. Orzeszki przełożyłam
do miski, a na patelnie wyłożyłam warzywa, posoliłam odrobinę i
polałam octem. Mieszałam żeby nie przywarły, kiedy zrobiły się
miękkie odrobinę podlałam wodą, dodałam trochę soku z cytryny,
przyprawiłam solą i czarnym, świeżo zmielonym pieprzem. Gotowe.
Przełożyłam do miski i posypałam skórką z cytryny.
Ostatnio nęci mnie cukinia. W zeszłym tygodniu pisałam o niej i
o mango, w tym znowu się pojawia, coś czuję, że niedługo będzie
faszerowana.
Brzmi pysznie, tylko dla mojego M. to bardziej przystawka niż obiad, więc nadal nie wiem co dziś ugotować "konkretnego" ;)
OdpowiedzUsuńTo może to :D
OdpowiedzUsuńhttp://subiektywniewkuchni.blogspot.com/2013/05/kurczak-na-dwa-sposoby.html