Z reguły w moje urodziny wydarza się coś. Najczęściej jakaś katastrofa. Czasem taka malutka, a czasem jak gruchnie to przez tydzień nie ma ochoty wychodzić z domu. W tym roku obudziłam się w dobrym humorze, słoneczko świeciło i wszystko wskazywało na to że dzień będzie udany. Pomyślałam, że ktoś może wpaść z wizytą i powinnam upiec jakieś ciasto. Tak na wszelki wypadek. Przypomniała sobie o starym przepisie, który dostałam jeszcze na studiach od mamy. Prostszej szarlotki nie ma. Wystarczy (proporcje na tortownicę):
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka kaszy mannej
1 szklanka cukru
1/2 torebki cukru wanilinowego
100 g masła
mus z jabłek albo po prostu starte jabłka
Wszystkie sypkie składniki mieszamy ze sobą. Blaszkę wykładamy papierem i wysypujemy na nią połowę proszku. Warto ścianki podsypać tak, żeby mus jabłkowy nie stykał z papierem. Wykładamy mus, a na niego wysypujemy resztę proszku. Kroimy masło w plastry i układamy na "sypkim" cieście. Pieczemy w temperaturze 180 stopni Celsjusza przez ok. 30 minut. Ciasto powinno wystygnąć, zanim je pokroimy.
Dzień moich urodzin był całkiem udany. Szarlotka zniknęła do wieczora całkowicie. Jednak zgodnie z tradycją coś musiało się wydarzyć. Kiedy skończyłam piec ciasto. Miałam chwilę dla siebie. Postanowiłam poczytać książkę, która kilka dni temu przyszła pocztą. Bardzo się na nią cieszyła. Książka jednak zniknęła z półki. Chwyciłam za telefon. Moje podejrzenia był trafione. Mąż ją zabrał wychodząc z domu. Pomyślał, że sobie poczyta. To jednak nie było najgorsze. Po powrocie do domu przyznał się, że jak czytał to na stronę jedenastą defekował mu ptak jakimiś jagodami... No, ale przynajmniej szarlotka się udała.
Coś dla mnie, bo ja niczym prawdziwy mezczyzna miksera w domu nie mam....:/ Gotuję na co dzień z aplikacją www.kcalmar.com. Polecam, jako inspirację...
OdpowiedzUsuń