O pewnych sprawach nie powinno się pisać bez odpowiedniej perspektywy i dystansu. Od kilku tygodni zbierałam się wielokrotnie do napisania tego posta. Myślałam o nim na spacerze, jak gotowałam zupę mleczną, ja wstawiałam kolejne pranie i jak wieszałam ubrania na suszarce, jak prasowałam, jak odkurzałam, jak obierałam jabłko i jak późno kładłam się spać. Cały czas o nim myślałam. Najwięcej czasu na układanie zdań miałam kiedy karmiłam. Usiadłam dzisiaj przed pustym ekranem i dalej nie jestem pewna co chcę napisać, a miałam przecież moje zdania, których oczywiście nie zapisałam i potajemnie gdzieś się ulotniły. Wiem na pewno, że jestem zmęczona, a świetna rada śpij jak dziecko śpi, każdy mądry może sobie wsadzić w co tam mu się podoba. Jak dziecko śpi to trzeba zająć się wszystkim innym, a drzemka się do "wszystkiego innego" nie zalicza.
Osobiście nie mam co narzekać. Nie jest źle mogę spać i to ciurkiem kilka godzin. Jakby ktoś powiedział mi zanim urodziłam, że będę lepić pierogi jak dziecko będzie miało dziesięć dni, uznałabym, że jest co najmniej szalony, bo takie rzeczy w prawdziwym życiu nie zdarzają. A jednak. Pierogi na fotografii lepiłam własnoręcznie, jak moja "żarłoczna kluska" grzecznie drzemała. Mam wiele szczęścia, że trafił mi się taki model. Rozumiem dobrze mamy, które nie mogą nawet wyskoczyć na szybkie siku, bo zaraz jest alarm. Przeżyłam to. Dlatego zapobiegawczo eliminuję niebezpieczeństwo związane z pokarmem, który ja pochłaniam.
Nauczona doświadczenie, wolę być głodna niż niewyspana. Głód to mało trafione słowo. Wolę jeść nie koniecznie to co najbardziej lubię (żadnych ostrych, żadnych korzennych, żadnych aromatycznych, żadnych octowych, żadnych smażonych, żadnych wzdymających, żadnych pestkowych, żadnych tłustych, żadnych chemicznych itp.). Najbezpieczniejsze są mało wyraziste smaki przyrządzone w domu, jak moje pierogi, w których nie ma ani grama cebuli. Żeby je podrasować jadłam je z jogurtem naturalnym niskotłuszczowym. W czasie ciąży byłam spuchnięta i prawie przestałam używać soli, żeby woda się w organizmie nie zatrzymywała. Wracając do pierogów ruskich, które matka karmiąca może spokojnie skonsumować, a dziecku nic nie będzie. Do ich przygotowania potrzeba:
500g mąki pszennej
1 jajko
szczypta soli
wrząca woda
500g ziemniaków
500g sera białego półtłustego
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki czarnego pieprzu
Przepis na pierogi znalazłam jeszcze na studiach w książce z czasów, kiedy nie istniały roboty kuchenne i wyrabiam je dalej tradycyjnie. Usypanie kopca z mąki, wlewanie do jego krateru wrzątku, zagarnianie papki nożem, a potem wbicie jajka w nieco przestygnięte "prawie ciasto" sprawia mi niekłamaną przyjemność. Przygotowanie farszu umożliwia pozbycia się nadmiaru energii. Dlaczego? Używam ręcznej praski. W przeciśnięcie gotowanych ziemniaków trzeba włożyć trochę siły. A potem zostaje tylko wymieszać farsz i mogę lepić.
Oprócz pierogów ruskich bez cebuli, żywię się innymi lekkostrawnymi potrawami. Od czasu do czasu będę pewnie o nich pisała. Aktualnie w domu są trzy kuchnie, które staramy się jakoś połączyć. Mąż je wszystko, ja jem delikatnie, a niejadek wybiórczo. O tym jednak innym razem.
Pierogi jak sztuczne. :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na swojego bloga. :) https://jaglusia.wordpress.com/
Dzięki, zastanawiałam się czy bez cebuli się da. Mąż nie może jeść cebuli a lubi ruskie.
OdpowiedzUsuńrobię bez cebuli do farszu, a odsmażam na słonince drobno krojonej...pycha
OdpowiedzUsuńrobię bez cebuli do farszu, a odsmażam na słonince drobno krojonej...pycha dodatkiem jest gesta smietana ktora ukladam na odsmażone pierogi lub obok na tależyku...
OdpowiedzUsuńIle pierogów wychodzi? Proszę o odpowiedz, bo wyliczam kalorie i tluszcze
OdpowiedzUsuń