Coraz bardziej jestem zaskoczona swoją pomysłowość. Jak tak dalej pójdzie będę mogła stworzyć broszurkę z pomysłami na mięso wyjęte z zupy. Rosół to u mnie ostatnio podstawowe danie. Jakiś pomór padł na dom i wszyscy po kolei zaliczają sztafetę grupowo przeziębieniowo zapaleniową. Całe masy gotowanego mięsa zostają mi z zupy. Wyrzucić nie mogę, zwierząt w domu nie mam, a okoliczne koty i tak są tak tłuste, że można je lać po pyskach najlepszą szynką i tak jeść nie będą chciały.
Poszperałam w lodówce i znalazłam cukinię. Zauważyłam pewną prawidłowość u siebie. Jak idę do warzywniaka, to kupuję wszystko jak leci. Trochę tak bez zastanowienia. Wychodzę z założenia, że "przecież coś z tym zrobię", albo najczęściej mam już jakiś pomysł, którego nie mam czasu zrealizować i zostaję jak w tym przypadku z cukinią w ręku.
Jak gotuję rosół na kurczaku to prawie zawsze obdzieram go ze skóry. W tym przypadku miałam do dyspozycji udko. Oprócz udka zużyłam:
marchewkę z rosołu
kawałek cukini
świeżą pieruszkę
kiełki rzeżuchy
sól
czarny pieprz
wodę
Wszysko włożyłam do naczynia żaroodpornego jak na zdjęciu poniżej, przyprawiłam i podlałam wodą. Od dna jakieś niecały centymetr. Kiedy cukinia nabrała ładnego koloru danie było gotowe. Kurczak wyszedł całkiem soczysty, a bałam się, że go ususzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz