Zbliżają się święta, czas kiedy wspomnienia wracają. Moja babcia często robiła taką szybką sałatkę ale od prawie dziesięciu lat jej już nie robi. Została po niej pustka i wspomnienia - smaki, zapachy, słowa które wymawiała w swój jedyny, własny, niepowtarzalny sposób. Nie miała lekkiego życia, ale potrzebującemu oddałaby ostatnią koszulę. Była najlepszą osobą jaką w życiu spotkałam. Jak się śmiałą to cała trzęsła się jak galaretka, a listy podpisywała "Twoja niedobra Babka". Żeby mieć ją trochę przy sobie mam w domu hoję, która jak kwitnie kojarzy mi się z wakacjami u niej. W lecie na stole stawiam duży półmisek nektarynek - u niej zawsze taki stał. Babcia uwielbiała jedzenie, u niej było inne niż w domu. W połowie lat osiemdziesiątych uciekła do Niemiec i tam został. Zakupy w wakacje robiłyśmy w pobliskim Aldim. Ircia do obiadu robiła często szybką sałatkę z fetą. Kupowała taką w zlewie z oliwy i ziół w słoiku, pokrojoną w kostkę. W latach 90. w Polsce takich wynalazków nie było. Sałatka była prosta i dalej jest jedną z moich ulubionych, szczególnie w sezonie, gdy pomidory nie są drewniane.
Do jej przygotowania potrzeba:
Feta w słoiku, krojona w kostkę w ulubionej zalewie
3 kolorowe papryki
1 cebula
3 duże pomidory albo 500g kolorowych koktajlowych
oliwki
sól
czarny pieprz
Babcia Ircia, kroiła wszystko w dosyć duże kawałki, znaczy się pomidory, paprykę i cebulę. Ja kroję to drobniej.Potem wystarczy dorzucić oliwki i fetę, posolić, popieprzyć i oblać oliwą z ziołami, która została w słoiku po fecie. Całe dziesięć minut roboty, a sałatka jest boska. Czasem zdarza mi się dodać do niej kapary, jak akurat wpadną mi w oko w lodówce.
Translate
sobota, 14 grudnia 2019
wtorek, 2 lipca 2019
Zielona sałatka
Dzisiaj stała się rzecz niespotykana. Miałam zachciankę na kotlety. Smażone mięso w panierce. Nie jestem wegetarianką, ale mięso jem raczej rzadko. Ponad wszystko preferuję warzywa, a o tej porze roku mogłabym się karmić wyłącznie arbuzami i bobem. Przyczyny tego dziwnego stanu mogą być dwie. Jestem sama z młodszym synem w domu i musiałam wymyślić dla niego obiad, a dwa dostałam książkę od teściowej. Wczoraj zamiast pójść spać wertowałam ją w każdą stronę podczytując różne przepisy, a przede wszystkim bardzo sumiennie przeczytałam słowo wstępne.
Mój blog jest wyjątkowo zaniedbany od dłuższego czasu. Kilkakrotnie próbowałam wrócić do pisania, ale mi nie wychodziło. Mimo szczerych chęci i początkowego zapału. Mam sporo przygotowanych zdjęć i przepisów, ale co z tego... Wczoraj jednak coś pękło. Wieczorem nad garnkiem konfitury z czerwonej cebuli została sama ze swoimi myślami. Leniwie mieszając drewnianą łyżką doszłam do wniosku, że najlepszą formą relaksu jest dla mnie gotowanie, że sprawia mi masę frajdy i że może czas zaczęć gotować potrawy takie na które mam ochotę, a nie tylko to co wszyscy w domu na pewno zjedzą.
Książka, która dała mi kopa do działania to "Ottolenghi PROSTO" autorstwa Yotam Ottolenghi, którego mam w domu "Jerozolime". Bardzo lubię jego przepisy, a sposób w jaki pisze o jedzeniu wydaje mi się bardzo bliski. "Ottolenghi PROSTO" zachwyca jako książka, są w niej świetne zdjęcia jedzenia, widać na nich życie, zaczęte posiłki, ruch i ludzkie dłonie. Wpatrując się w nie miałam wrażenie, że podglądam kogoś. Na stronach jest dużo światła, nie jest przeładowana tekstem, cały układ typograficzny koresponduje z tytułem - PROSTO. O przepisach nie mogę za wiele powiedzieć, nie zdążyłam ich wypróbować. Jednak te nakryte stoły i te obfite, kolorowe posiłki zainspirowały mnie do stworzenia sałatki. Czegoś dla mnie i dla Hugona, czegoś co będzie pasowało nam do kotleta.
Moje dzieciaki, oba chłopaki są ogórkożerne. Dlatego podstawą musiał być ogórek i dlatego sałatka jest zielona. Chciałam przygotować coś ze składników, które miałam w domu. I tak cytrynę, której nie było zastąpiłam octem ryżowym i się udało. Sałatka pasuje do kotleta, trzylatki ją jedzą i zabiegane matki też. Do jej przygotowania potrzeba:
1 krótki świeży ogórek
1/2 awokado
1 łyżka octu ryżowego
1 łyżeczka płynnego miodu
1 łyżeczka oliwy
Świeży posiekany koper ilość wg. upodobań
sól
Porcja jest przewidziana dla dwóch osób. Ogórka obranego ze skóry należy pokroić w cienkie plastry, można to zrobić na tarce, następnie przełożyć do miski i posolić, żeby puścił wodę. Po odciśnięciu dodajemy awokado pokrojone w wąziutkie plasterki i posypujemy posiekanym koperkiem. Ocet ryżowy mieszamy z miodem i oliwą i polewamy zielone składniki. Mieszanie całości najlepiej wychodzi dłońmi.
Dzisiaj jestem z siebie zadowolona. Dlaczego miałam zachciankę na kotlety? Tego pewnie nigdy się nie dowiem. Wiem jednak, że bardzo chciałam podziękować mojej teściowej za świetną książkę.
Mój blog jest wyjątkowo zaniedbany od dłuższego czasu. Kilkakrotnie próbowałam wrócić do pisania, ale mi nie wychodziło. Mimo szczerych chęci i początkowego zapału. Mam sporo przygotowanych zdjęć i przepisów, ale co z tego... Wczoraj jednak coś pękło. Wieczorem nad garnkiem konfitury z czerwonej cebuli została sama ze swoimi myślami. Leniwie mieszając drewnianą łyżką doszłam do wniosku, że najlepszą formą relaksu jest dla mnie gotowanie, że sprawia mi masę frajdy i że może czas zaczęć gotować potrawy takie na które mam ochotę, a nie tylko to co wszyscy w domu na pewno zjedzą.
Książka, która dała mi kopa do działania to "Ottolenghi PROSTO" autorstwa Yotam Ottolenghi, którego mam w domu "Jerozolime". Bardzo lubię jego przepisy, a sposób w jaki pisze o jedzeniu wydaje mi się bardzo bliski. "Ottolenghi PROSTO" zachwyca jako książka, są w niej świetne zdjęcia jedzenia, widać na nich życie, zaczęte posiłki, ruch i ludzkie dłonie. Wpatrując się w nie miałam wrażenie, że podglądam kogoś. Na stronach jest dużo światła, nie jest przeładowana tekstem, cały układ typograficzny koresponduje z tytułem - PROSTO. O przepisach nie mogę za wiele powiedzieć, nie zdążyłam ich wypróbować. Jednak te nakryte stoły i te obfite, kolorowe posiłki zainspirowały mnie do stworzenia sałatki. Czegoś dla mnie i dla Hugona, czegoś co będzie pasowało nam do kotleta.
Moje dzieciaki, oba chłopaki są ogórkożerne. Dlatego podstawą musiał być ogórek i dlatego sałatka jest zielona. Chciałam przygotować coś ze składników, które miałam w domu. I tak cytrynę, której nie było zastąpiłam octem ryżowym i się udało. Sałatka pasuje do kotleta, trzylatki ją jedzą i zabiegane matki też. Do jej przygotowania potrzeba:
1 krótki świeży ogórek
1/2 awokado
1 łyżka octu ryżowego
1 łyżeczka płynnego miodu
1 łyżeczka oliwy
Świeży posiekany koper ilość wg. upodobań
sól
Porcja jest przewidziana dla dwóch osób. Ogórka obranego ze skóry należy pokroić w cienkie plastry, można to zrobić na tarce, następnie przełożyć do miski i posolić, żeby puścił wodę. Po odciśnięciu dodajemy awokado pokrojone w wąziutkie plasterki i posypujemy posiekanym koperkiem. Ocet ryżowy mieszamy z miodem i oliwą i polewamy zielone składniki. Mieszanie całości najlepiej wychodzi dłońmi.
Dzisiaj jestem z siebie zadowolona. Dlaczego miałam zachciankę na kotlety? Tego pewnie nigdy się nie dowiem. Wiem jednak, że bardzo chciałam podziękować mojej teściowej za świetną książkę.
wtorek, 29 stycznia 2019
Makaroniki - pierwsze podejście
Chyba każdy, kto kiedyś piekł ciastka i widział te kolorowe cudeńka ma
ochotę spróbować zrobić je samemu. Zabierałam się za makaroniki wielokrotnie.
Czytałam, pożyczyłam matę sylikonową z ładnymi równymi kółeczkami. Rozglądałam
się za mąką migdałową, której cena w sklepie ekologicznym zwaliła mnie z nóg, a
potem w innym sklepie zapomniałam jej kupić. Wymawiałam się brakiem czasu i
skomplikowanym przepisem. W zasadzie, dopóki się nie spróbuje to wszyscy
opowiadają o przygotowaniu tych ciastek jak o jakimś tajemnym rytuale, a wcale tak nie jest.
Temat makaroników wypłynął po raz kolejny w trakcie rozmowy z moją teściową, która jest absolutnym ekspertem w kategorii pieczenie ciasteczek. Przy najbliższej okazji będę musiała wrzucić jakąś fotkę tego co wyprawia, bo słowami opisać się tego nie da. W każdym razie pogadałyśmy sobie. Ona nie bardzo miała ochotę piec makaroniki, bo to całe czary mary trochę ją zniechęcało, ale jak tylko nas odwiedziła to przypadkiem przywiozła mi mielone migdały (to to samo cą mąka migdałowa). Poczułam się postawiona pod ścianą i musiałam się zabrać do roboty.
Obejrzałam jeszcze kilka filmików w Internecie. Przeczytałam przydługi poradnik i doszłam do wniosku, że przecież to taka beza, tylko trochę inna. Bez w życiu się nasuszyłam i żadnej się nie boję.
Przygotowałam:
125g mielonych migdałów
125g cukru pudru
3 duże jajka
125g zwykłego cukru
barwnik w proszku
Cukier puder i mąkę migdałową przesiałam przez drobne sitko. Zrobiłam to oddzielnie, żeby za duże kawałki migdałów wykorzystać do porannej owsianki. Miałam migdały zmielone ze skórką, ale jak się okazało nie ma to wpływu na wypiek, ciasteczka są po prostu delikatnie nakrapiane. Potem przesiałam sypkie skłądniki jeszcze raz zmieszane, żeby dobrze sią połączyły. Oddzieliłam żółtka od białek. Żółtka schowałam do lodówki, a białka ubiłam na sztywno z cukrem tak jak na zwyczajną bezę i dodałam barwnik. Połączyłam zawartość obu misek, delikatnie mieszając gumową szpatułką, tak jak kazali w Internecie.
Nigdy nie sprawiała sobie rękawa cukierniczego i masa którą nakładałam na papier do pieczenia z foliowej torebki do mrożenia żywności nie była tak gładka i równa. Dodatkowo robiłąm to bez wzoru i kółka były trochę krzywe, ale to nic, chodziło o pieczenie, a to poszło całkiem gładko. Zanim wstawiłam ciasteczka do piekarnika, odstawiłam je na 20 minut, żeby trochę obeschły. Piekłąm je w 150 stopniach celsjusza przez około 30 minut bez termoobiegu. Myślę, że dopasowanie temperatury i czasu jest kwestią indywidualną.
Przygotowanie kremu okazało się problemem. W swojej radości z udanych wypieków, wzięłam proporcje na trzypiętrowy tort. Mam teraz dwa litrowe słoiki kremu w zamrażalniku.
Krem składał się z:
śmietanki 30%
białej czekolady
maskaronem
laski wanilii
fioletowego barwnika
Śmietankę trzeba zagotować z wanilią i rozpuścić w niej czekoladę, schłodzić i ubić z maskaronem i barwnikiem. Krem musi być gęsty i stabilny.
Szprycę do nakładania kremu mam i ta część poszła gładko. Uwarzam, że po nocy w lodówce są najlepsze. Może nie były najładniejsze, ale smakiem nie odstawały od tych które zdążyło mi się jeść w cukierniach. Następne będą lepsze i cytrynowe. Już dałam słowo mojemu starszemu synowi, który jest wielbicielem makaroników i nie będę miała jak się wymigać.
Temat makaroników wypłynął po raz kolejny w trakcie rozmowy z moją teściową, która jest absolutnym ekspertem w kategorii pieczenie ciasteczek. Przy najbliższej okazji będę musiała wrzucić jakąś fotkę tego co wyprawia, bo słowami opisać się tego nie da. W każdym razie pogadałyśmy sobie. Ona nie bardzo miała ochotę piec makaroniki, bo to całe czary mary trochę ją zniechęcało, ale jak tylko nas odwiedziła to przypadkiem przywiozła mi mielone migdały (to to samo cą mąka migdałowa). Poczułam się postawiona pod ścianą i musiałam się zabrać do roboty.
Obejrzałam jeszcze kilka filmików w Internecie. Przeczytałam przydługi poradnik i doszłam do wniosku, że przecież to taka beza, tylko trochę inna. Bez w życiu się nasuszyłam i żadnej się nie boję.
Przygotowałam:
125g mielonych migdałów
125g cukru pudru
3 duże jajka
125g zwykłego cukru
barwnik w proszku
Cukier puder i mąkę migdałową przesiałam przez drobne sitko. Zrobiłam to oddzielnie, żeby za duże kawałki migdałów wykorzystać do porannej owsianki. Miałam migdały zmielone ze skórką, ale jak się okazało nie ma to wpływu na wypiek, ciasteczka są po prostu delikatnie nakrapiane. Potem przesiałam sypkie skłądniki jeszcze raz zmieszane, żeby dobrze sią połączyły. Oddzieliłam żółtka od białek. Żółtka schowałam do lodówki, a białka ubiłam na sztywno z cukrem tak jak na zwyczajną bezę i dodałam barwnik. Połączyłam zawartość obu misek, delikatnie mieszając gumową szpatułką, tak jak kazali w Internecie.
Nigdy nie sprawiała sobie rękawa cukierniczego i masa którą nakładałam na papier do pieczenia z foliowej torebki do mrożenia żywności nie była tak gładka i równa. Dodatkowo robiłąm to bez wzoru i kółka były trochę krzywe, ale to nic, chodziło o pieczenie, a to poszło całkiem gładko. Zanim wstawiłam ciasteczka do piekarnika, odstawiłam je na 20 minut, żeby trochę obeschły. Piekłąm je w 150 stopniach celsjusza przez około 30 minut bez termoobiegu. Myślę, że dopasowanie temperatury i czasu jest kwestią indywidualną.
Przygotowanie kremu okazało się problemem. W swojej radości z udanych wypieków, wzięłam proporcje na trzypiętrowy tort. Mam teraz dwa litrowe słoiki kremu w zamrażalniku.
Krem składał się z:
śmietanki 30%
białej czekolady
maskaronem
laski wanilii
fioletowego barwnika
Śmietankę trzeba zagotować z wanilią i rozpuścić w niej czekoladę, schłodzić i ubić z maskaronem i barwnikiem. Krem musi być gęsty i stabilny.
Szprycę do nakładania kremu mam i ta część poszła gładko. Uwarzam, że po nocy w lodówce są najlepsze. Może nie były najładniejsze, ale smakiem nie odstawały od tych które zdążyło mi się jeść w cukierniach. Następne będą lepsze i cytrynowe. Już dałam słowo mojemu starszemu synowi, który jest wielbicielem makaroników i nie będę miała jak się wymigać.
poniedziałek, 29 października 2018
Najszybszy makaron świata
Z czasem u mnie krucho, widać to zresztą po częstotliwości wpisów. Natłok obowiązków spowodował, że rzadziej gotuję. Jak już mi się zdarzy są to najczęściej dania szybkie, proste i zadomowione w mojej kuchni. Jedną z takich potraw jest makaron z sosem pomidorowym. Przygotowanie go trwa tyle co ugotowanie makaronu. Niektórzy powiedzą, że szybciej jest z pesto. Tak, ale... jeśli przygotowujesz pesto samodzielnie to kosztuje cię to więcej zachodu niż sos pomidorowy. Szczególnie jeśli przygotowuje się go z pomidorów z puszki albo passaty rustiki. Ostatnio częściej wybieram tą opcje, ze względu na mojego niejadka i jego problem z kawałkami pomidorów.
Do przygotowania tego super szybkie dania potrzeba:
makaron
kawałek cebuli
2 puszki krojonych pomidorów lub butelkę passaty rustici
oliwę z oliwek
suszone oregano
cukier
sól
czarny pieprz
tarty grana padano
Makaron gwesoło gotuje się w słonej wodzie, a w tym czasie na rozgrzaną patelnię wlewamy pomidory lub passatę. Dodajemy drobno pokrojoną cebulę (wystarczy grubszy plaster z małej cebulki), wlewamy dwie łyżki oliwy, dosypujemy pół łyżeczki cukru, suszone oregano, sól i pieprz. Całość mieszamy, żeby sos równomiernie się redukował. Wszystko trwa około 15 minut. Na głęboki talerz nakładamy makaron, plewmy sosem i szczodrze obsypujemy tartym serem. Obiad gotowy.
Do przygotowania tego super szybkie dania potrzeba:
makaron
kawałek cebuli
2 puszki krojonych pomidorów lub butelkę passaty rustici
oliwę z oliwek
suszone oregano
cukier
sól
czarny pieprz
tarty grana padano
Makaron gwesoło gotuje się w słonej wodzie, a w tym czasie na rozgrzaną patelnię wlewamy pomidory lub passatę. Dodajemy drobno pokrojoną cebulę (wystarczy grubszy plaster z małej cebulki), wlewamy dwie łyżki oliwy, dosypujemy pół łyżeczki cukru, suszone oregano, sól i pieprz. Całość mieszamy, żeby sos równomiernie się redukował. Wszystko trwa około 15 minut. Na głęboki talerz nakładamy makaron, plewmy sosem i szczodrze obsypujemy tartym serem. Obiad gotowy.
piątek, 8 grudnia 2017
Pomidory faszerowane
Natłok
obowiązków sprawił, że w tym roku nie tylko nie miałam czasu pisać i
robić zdjęć, w pewnym momencie nie miałam nawet czasu gotować. Obowiązki
domowe przejął mój mąż, który jak zwykle stanął na wysokości zadania i
opędzi całe towarzystwo wzorowo. Chłopcy byli najedzeni i oporządzeni, a
ja dostawa regularnie dostawy gorącej herbaty. Mam folder z zaległymi
postami, które postanowiłam jeszcze w tym roku opublikować. Nie łudzę
się może być różnie, spróbuje jednak nadgonić i to co obcykałam wrzucić
do sieci.
We wspomnianym folderze znalazły się między innymi pomidory malinowe, które przygotowywałam z myślą o młodszym synu, który miał wtedy lewo skończył rok. Każdy kto ma dzieci wie jak uciążliwe jest prowadzenie dwóch a czasem nawet trzech osobnych kuchni. Dlatego od kiedy stało się to możliwe zaczęłam moje rozproszone kuchnie scalać. Tak też powstały te faszerowane pomidory, którymi raczyli się wszyscy i nikt nosem nie kręcił.
Do ich przygotowania potrzeba:
6 dorodnych malinowych pomidorów
1/2 kg mięsa mielonego z piersi indyka lub kurczaka
świeżą bazylię
ricottę
czarny pieprz
sól
masło
Pomidory wydrążyłam, miąższ zostawiłam w osobnej misce. Mięso mielone zmieszałam z posiekanymi listkami bazylii i odrobiną pieprzu. Do wnętrza pomidorów wkładałam łyżeczkę farszu i łyżeczkę ricotty, z tym że ostatni był ser, który odrobinę posoliłam. Pomidory przykryłam czapeczkami i ułożyłam w glinianej formie wysmarowanej masłem. Na koniec wlałam miąższ i wstawiłam do piekarnika.
Piekłam je w temperaturze 180 stopni Celsjusza, do chwili, kiedy uznałam, że na pewno mięso w środku nie jest surowe. Na blaszce obok podpiekłam cukinię z gotowanymi w mundurkach ziemniakami i cebulą. Danie wszystkim tak posmakowało, że w sezonie na pomidory nie raz gościło na naszym stole.
We wspomnianym folderze znalazły się między innymi pomidory malinowe, które przygotowywałam z myślą o młodszym synu, który miał wtedy lewo skończył rok. Każdy kto ma dzieci wie jak uciążliwe jest prowadzenie dwóch a czasem nawet trzech osobnych kuchni. Dlatego od kiedy stało się to możliwe zaczęłam moje rozproszone kuchnie scalać. Tak też powstały te faszerowane pomidory, którymi raczyli się wszyscy i nikt nosem nie kręcił.
Do ich przygotowania potrzeba:
6 dorodnych malinowych pomidorów
1/2 kg mięsa mielonego z piersi indyka lub kurczaka
świeżą bazylię
ricottę
czarny pieprz
sól
masło
Pomidory wydrążyłam, miąższ zostawiłam w osobnej misce. Mięso mielone zmieszałam z posiekanymi listkami bazylii i odrobiną pieprzu. Do wnętrza pomidorów wkładałam łyżeczkę farszu i łyżeczkę ricotty, z tym że ostatni był ser, który odrobinę posoliłam. Pomidory przykryłam czapeczkami i ułożyłam w glinianej formie wysmarowanej masłem. Na koniec wlałam miąższ i wstawiłam do piekarnika.
Piekłam je w temperaturze 180 stopni Celsjusza, do chwili, kiedy uznałam, że na pewno mięso w środku nie jest surowe. Na blaszce obok podpiekłam cukinię z gotowanymi w mundurkach ziemniakami i cebulą. Danie wszystkim tak posmakowało, że w sezonie na pomidory nie raz gościło na naszym stole.
poniedziałek, 7 sierpnia 2017
Letni tort bezowy
6 białek
szczypta soli
cukier puder
ulubione owoce
200 g śmietany 30%
sok z cytryny
Śmietanę z cukrem pudrem i odrobiną soku z cytryn ubijam na sztywno i odstawiam do lodówki. Białka ubijam ze szczyptą soli i cukrem pudrem. Dosypuję go zawsze na oko. Sztywną pianę wykładam na papier do pieczenia. Robię dwa okręgi o tej samej średnicy i wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 100 stopni Celsjusza na cztery godziny, czasem dłużej. W piekarniku gazowym łatwiej przygotowuje się bezy. W elektrycznym mam wrażenie, że zawsze jakoś ten czas losowo wypada. Nie można zwiększyć temperatury, bo zrobią się brązowy, jak ten na zdjęciu.
Gotową bezę wykładam na paterę. Śmietanę mieszam delikatnie z owocami, w przypadku truskawek pokrojonymi na kawałki, maliny są świetne w całości. Część śmietany zostawiam bez owoców. Owocowy krem układam na bezowym podkładzie, przykrywam drugim kruchym okręgiem. który dekoruję bitą śmietaną i owocami. Przygotowanie torcika bezowego jest proste, tylko czasochłonne i upalne.
sobota, 5 sierpnia 2017
Świeża sałatka z awokado
Najlepsze sałatki wychodzą mi z produktów, które ma w domu. Ich głównym atutem jest prostota i wyważona liczba składników. Tak też było z tą. Gdy idę po zakupy do warzywniaka muszę wziąć przede wszystkim pomidory dla męża, awokado dla siebie i banany dla chłopaków, bez tego nie mam co się pokazywać w domu. Nie pożeram awokado codziennie najczęściej biorę je na zapas, żeby mogło trochę dojrzeć. W lodówce też mam zawsze twardy ser, z reguły grana padano. Tym razem miałam inny, który przywieźliśmy z Włoch. Głupia wyjęłam go z foli, gdzie była nalepka z nazwą i wsadziłam do woreczka strunowego. Teraz jestem zmuszona pojechać w przyszłym roku w to samo miejsce, żeby dowiedzieć się jaki ser kupiła. Wzięłam go w ciemno, a okazał się rewelacyjny.
Jednak wracając do sałatki.
Resztką pieczywa skarmiłam chłopaków, a dla siebie musiałam wymyślić bezchlebowe śniadanie. Z tego knucia powstała ta prosta sałatka. Wymaga ona świeżych dojrzałych nabytków z warzywniaczka i ulubionego twardego sera. Składało się na nią:
6 bardzo dojrzałych pomidorów czereśniowych
1 mini awokado
pokruszony twardy ser
oliwa z oliwek
czarny pieprz
sól
Jest to porcja dla jednej osoby. Składniki umyłam pokroiłam, pokruszyłam ser i przyprawiłam. Cała filozofia, a smak... Palce lizać!
Jednak wracając do sałatki.
Resztką pieczywa skarmiłam chłopaków, a dla siebie musiałam wymyślić bezchlebowe śniadanie. Z tego knucia powstała ta prosta sałatka. Wymaga ona świeżych dojrzałych nabytków z warzywniaczka i ulubionego twardego sera. Składało się na nią:
6 bardzo dojrzałych pomidorów czereśniowych
1 mini awokado
pokruszony twardy ser
oliwa z oliwek
czarny pieprz
sól
Jest to porcja dla jednej osoby. Składniki umyłam pokroiłam, pokruszyłam ser i przyprawiłam. Cała filozofia, a smak... Palce lizać!
Subskrybuj:
Posty (Atom)