Postanowiłam się przychylić do manifestu i też spróbować. Zupełnie przypadkiem kupiłam tego dnia papierówki, i zupełnie przypadkiem postanowiłam coś upiec. Wymyśliłam sobie mąkę ryżową. Nie miałam jej w domu, ale miałam biały ryż. Zaczęłam go mielić w takim mikserze, co ze wszystkiego robi papkę. Żaren nie miałam pod ręką niestety. Mąka z ryżu wyszła grubo ziarnista, ale się tym nie przejęłam. Nie wiem skąd przyszedł mi pomysł na drożdże. Miała być bez glutenowo przecież, ale cóż... Do mojej pierwsze, nie do końca udanej próby wyrzeknięcia się pszenicy użyłam:
500g mąki ryżowej
1/2 szklanki mąki pszennej
1 paczkę suchych drożdży
mleko
kilka papierówek
i powinnam 1/2 szklanki cukru
Nie
do końca pamiętam ile mleka wlałam. Ciasto miało odpowiednią
konsystencję. Zapomniałam niestety o cukrze i babeczki były nieco
bez smaku. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że odrobina miodu czy
słodkiego dżemu rozwiązywała problem. Wyrobione ciasto
odstawiłam, żeby urosło. Kiedy znacznie zwiększyło swoją
objętość, przełożyłam je do foremek i ułożyłam na nim
kawałki papierówek. Piekłam w ok.200°C, aż zrobiły się
rumiane.
Kilka dni wcześniej kupiłam małą, sylikonową foremkę w kształcie mufinki. Połowę ciasta, które mi zostało ułożyłam w niej, przykryłam plastrami papierówek, i położyłam resztę na wierzchu. Wyszedł mini torcik. Przy drugiej próbie kupię w sklepie porządnie zmieloną mąkę ryżową i nie zapomnę o cukrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz