Nie
miałam ochoty na gotowanie, ale opcja obiadu ze słoika zmroziła mi
krew w żyłach. Nie to, abym była jakąś straszną przeciwniczką
słoików. Swego czasu to nawet byłam ich wielbicielką, ale teraz
kiedy większość produktów z benzoesanem mi szkodzi, nie chętnie
po nie sięgam. Sytuacja dojrzała do tego, żebym wzięła się za
gotowanie. Poprosiłam mamę, żeby kupiła podwójny płat z
kurczaka i ugotowała ryż. Po resztę zakupów poszłam z małym i
przy okazji zaliczyliśmy całkiem długi spacer. Wchodząc do
sklepu, nie wiedziałam do końca czego chcę. Ostateczna wizja
narodziła się gdzieś między działami warzywnym, a owocowym.
Planowałam zrobić sos niepomidorowy i coś z nutką orientalną.
Trochę pokręciliśmy się po sklepie, dałam się naciągnąć na
ciasteczka i spędziliśmy sporo czasu przed regałem z przyprawami.
Jako zawodowo czynny bibliotekarz, doszukuję się jakiegoś porządku
i układu w tych małych torebkach. Nigdy go jeszcze nie odnalazłam,
choć wciąż mam nadzieję. Niestety zawsze trafiam na ścianę
chaosu. Nie lepiej było by to ustawić w układzie alfabetycznym
albo chociaż rzeczowym?
Zakupy
zrobiłam, nie udało mi się kupić niesolonych fistaszków, więc
zadowoliłam się tymi przyprawionymi. Przed posiekaniem po prostu je
opłukałam. Daniem na sobotni obiad był kurczak słodko-ostry, do
jego przygotowania potrzeba:
Fistaszki opłukałam i posiekałam, paprykę zieloną pokroiłam na nieduże paski, pepperoni w plasterki, a kurczaka i ananasa w kostkę. Orzeszki uprażyłam na suchej patelni. Na patelnię po fistaszkach wlałam olej i go rozgrzałam po czym smażyłam kurczaka aż osiągnął złoty kolor. Wtedy dodałam oba rodzaje papryki, ananasa i zalałam syropem. Kiedy wszystko się poddusiło, wsypałam orzeszki, pieprz i kurkumę. W zasadzie to sporo kurkumy, a mało pieprzu, przecież pepperoni sama w sobie jest dość ostra. Doprawiłam kilkoma szczyptami soli i cynamonu. Wcisnęłam pół limetki. Na koniec w małej ilości zimnej wody roztrzepałam pół łyżki skrobi i zagęściłam nią sos. Mi osobiście smakowało. Ojciec początkowo kręcił nosem, że mu za słodko, ale jak zamiast ananasa natrafił na pepperoni to przestał marudzić, a pozostali w ogóle nie narzekali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz