Jemy oczami. Niewiele
osób może powiedzieć, że jest inaczej. Jak coś ładnie wygląda to danie
od razu wydaje się być smaczne, choć byłoby to coś czego
przenigdy byśmy do ust nie wzięli. Opakowanie powinno być ładne z
ładnym zdjęciem zachęcającym do konsumpcji. Nie policzę ile razy
się nadziałam na gotowe danie, które na pudełku wyglądało
absolutnie apetycznie, a po otwarciu nie przypominało to jedzenia.
Na talerzu musi być porządek i równowaga kolorystyczna. Kiedy
zabieram się za gotowanie, prawie nigdy nie mam gotowej wizji,
często zastanawiam się nad przyprawami i jakimiś dodatkowymi
smaczkami w trakcie stania nad kuchenką. Wychodzę z założenia, że
jeśli gotowe danie będzie ładnie wyglądało i kolory będą
zrównoważone, to będzie dobrze smakować. Tyczy się to
szczególnie jednogarnkowych i jednopatelniowych dań. Kolor to ważna
rzecz. Melville poświęcił całkiem obszerny rozdział w Moby
Dick'u białemu.
Tym czasem ja od dłuższego czasu miałam prześladowcę. Było
to zdjęcie z książki o kawie i przekąskach pasujących do niej
lub z jej dodatkiem. Pamiętam z niego cukinię i żółty kolor i
jakieś orzeszki. Uparłam się, że nie będę zaglądać do
przepisu i zmajstruję coś sama opierając się na mglisty
wspomnieniu fotografii. Kilka dni zastanawiałam się, aż w końcu
wybrałam się do Hali Targowej po ingredienty. Podstawą oczywiście
była cukinia, jedyny składnik ze zdjęcia, którego byłam
absolutnie pewna. Wyszło mi coś na kształt przystawki dla dwojga
albo lekkiego obiadu. Do przygotowania tego dania potrzeba:
1 małą cukinię
1 dojrzałe mango
1 limonkę
czarny pieprz
sól
20g orzeszków piniowych
Cukinię obrałam i pokroiłam w plastry, gdyby mniej poobijała
się w torbie i miała ładniejszą skórkę pewnie nie robiła bym
tego. Ze świeżym mango miałam pierwszy raz do czynienia. Obrałam
je ze skórki i pokroiłam na różniące się kształtem, ale tej
samej wielkości kawałki. Na suchą rozgrzaną patelnię położyłam
kawałki owocu i plastry cukinii. Mieszałam dosyć często. Kiedy
mango było już mocno zarumienione zalałam wszystko niecałą
szklanką wody. Gotowało się około 10-15 minut, na wolnym ogniu,
do chwili kiedy woda prawie się zredukowała. Z limonki starłam
skórkę, a z jednej połówki wycisnęłam sok na cukinię i mango.
Dodałam jeszcze odrobinę soli i świeżo zmielony czarny pieprz. Na
małej suchej patelni uprażyłam orzeszki. Cukinie i mango ułożyłam
na talerzu, posypałam skórką z limonki i orzeszkami pinii.
Kolorystyczny efekt nie był tak dobry jak na mglistej fotografii, no
cóż w końcu to był inny przepis. Trafiłam w dwa składniki z
długiej listy w recepcie z książki: cukinie i orzeszki piniowe. Na
to wygląda, że mam nie najgorszą pamięć fotograficzną. Jeśli
chodzi o moje danie to zdjęcie efektu końcowego można zobaczyć na fejsie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz