Translate

czwartek, 17 marca 2016

Szybki obiad dla dwojga z pęczakiem w roli głównej

Chodziła za mną ostatnio kasza. Do tego stopnia, że wszędzie jakąś widziałam, a najbardziej nachalny był pęczak. Skończyło się na tym, że dłużej nie mogłam się opierać pokusie i ugotowałam pół paczki tej kaszy. Zamiast ziemniaków do kotleta był świetny. Okazało się, że 200g pęczaku to strasznie dużo i zostało go sporo na drugi dzień. Niejadek miała swoją wizję obiadu. Uznał, że rosół z makaronem mu wystarczy i drugiego jeść nie chce. Dlatego z pozostałej kaszy przygotowałam danie dla dwojga, czyszcząc przy okazji lodówkę z niedojedzonych warzyw. Nie oznacza to, że posiłek był byle jakim eintopfem bez wyrazistego smaku. Uważam, że danie które wykreowałam na wielkiej patelni jest jak najbardziej godne powtórzenia. Do przygotowania porcji dla dwóch osób potrzeba:

100g ugotowanego pęczaku
1 malutką cukinię
1/2 fenkułu
1/2 czerwonej cebuli
różową sól 
czerwony pieprz
sok z cytryny
olej

Na rozgrzany olej (użyłam oleju z pestek winogron) wrzuciłam pokrojoną w plasterki cukinię oraz fenkuł i cebulę pocięte w piórka. Kiedy warzywa zmiękły dodałam kaszę, dokładnie wymieszałam i przykryłam, żeby się poddusiło ok. 5 minut na małym ogniu. Patelnię zdjęłam z kuchenki skropiłam danie sokiem z cytryny i nałożyłam na talerze. Ostatecznego kształtu dodałam obsypując potrawę świeżo utartym w moździerzu czerwonym pieprzem wymieszanym z różową solą himalajską. Przygotowanie posiłku trwało jakieś 15 minut. W sam raz coś dla zapracowanych osób.


środa, 9 marca 2016

Ciecierzyca na szpinaku

Ciecierzyca kojarzy mi się przede wszystkim z daniami wegetariańskim. Przez myśl mi nie przeszło, że można ją łączyć z mięsem. Zostało mi w lodówce pudełko z ugotowaną ciecierzycą i nie bardzo miałam pomysł co z nią zrobić. Było jej, tak na oko, dwie szklanki. Postanowiłam, że zrobię to co zawsze. Wykombinuję coś z produktów, które są w lodówce i szafkach kuchennych, zanim część z nich będzie chciała wymaszerować. Znalazłam i wykorzystałam następujące z nich:

2 szklanki ugotowanej ciecierzycy
5 plastrów boczku
100 ml białego wina (bezalkoholowego)
łyżkę masła orzechowego
sól
czarny pieprz
2 garści świeżych liści szpinaku

Pewnego wyjaśnienia wymaga wino bezalkoholowe. Może oczywiście być alkoholowe. Ja miałam tylko bezalkoholowe ponieważ brzuch mi rośnie i alkoholu nie tykam. Mąż twierdzi, że ta wersja jest jak każde inne wino tylko ma posmak lekkiego rozczarowania. W potrawach nie czuć różnicy bo alkohol i tak odparowuje. Wracając do ciecierzycy. Plastry boczku pokroiłam na małe paseczki i wrzuciłam na rozgrzaną patelnię. Gdy się porządnie zarumieniły na patelni wylądowała ciecierzyca. Podlałam ją winem i dodałam solidną łyżkę masła orzechowego z fistaszków (moje miało kawałki niezmielonych orzechów). Kiedy wszystkie składniki dokładnie się połączyły zdjęłam patelnię z kuchenki. Gorącą ciecierzycę podałam na listkach świeżego szpinaku, jako dodatek do burgerów. Takie danie może być świetną przystawką albo nawet daniem głównym.


niedziela, 28 lutego 2016

Kurczak w sezamie

Moje zmagania z dolegliwościami pokarmowymi wywołanymi posiadaniem szybko powiększającej się fasolki w brzuchu dalej trwają. Unikam smażonego jak ognia, w zasadzie trzymam się z daleka od jakiegokolwiek tłuszczu. Nawet chudy rosołek jest sprawcą potwornej zgagi. Dlatego staram się jeść dania pieczone. Jak falafele o który pisałam ostatnio. Kolejnym problemem jest zapach mięsa. Surowe wywołuje u mnie mdłości, mimo, że jestem na półmetku ciąży. Na szczęście w krojeniu surowizny wyręcza mnie mąż, a jak trzeba to i w panierowaniu też. Dzięki współpracy udało nam się ostatnio przygotować kurczaka pieczonego w sezamie. Bardzo lubię czarny sezam, uważam że wygląda mrocznie i tajemniczo, dlatego z zamiłowaniem go używam. Do przygotowania kurczaka potrzeba:

500g piersi z kurczaka
sezam (kolor nie gra roli)
pieprz cayenne
sól
mielony imbir

Piersi kurczaka umyte i pokrojone w medaliony wymoczyłam w jajku i obtoczyłam w mieszance dwóch sezamów z dodatkiem soli, mielonego imbiru i pieprzu cayenne. Panierka nie musi przylegać dokładnie do całości. Kawałki mięsa ułożyłam na blaszce przykrytej papierem do pieczenia i trzymałam w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni Celsjusza  do chwili kiedy były złociste.



czwartek, 18 lutego 2016

Falafele pieczone

Posiłki w wegetariańskich knajpkach bywają inspirujące. Ostatnio jadłam tortillę z falafelem. Bardzo mi smakowała, ale... No właśnie. Z powodu odmiennego stanu w jakim się aktualnie znajduję często miewam zgagi. Jeśli pokarm jest tłusty, z słony lub z niewłaściwymi przyprawami sprawia, że odbija mi się cały dzień. Optymalnie byłoby jeść tylko domowe posiłki. Niestety nie zawsze mi się to udaje. Jednak bardzo się staram i postanowiłam zrobić falafele, które mi nie zaszkodzą. W lokalach są one smażone. Ja preferuję dania pieczone. Do przygotowania falafeli potrzebowałam:

800 g ciecierzycy (po ugotowaniu odjęłam dwie szklanki na humus, przepis znajduje się na moim drugim blogu kanapka zjedzona)
duży pęczek pietruszki
świeża kolendra
2 łyżki tahini
6 ząbków czosnku
1 średnia cebula
pieprz cayenne
słodka papryka
kurkuma
kmin rzymski
woda
łyżeczka sody
pół szklanki mąki pszennej

Ugotowaną ciecierzycę rozgniotłam tłuczkiem na gładką masę, dodałam drobno posiekaną pietruszkę, kolendrę i cebulę, wycisnęłam czosnek, wsypałam pieprz cayenne, trochę słodkiej papryki, sól, kurkumę i roztarty w moździerzu kmin rzymski. Masa była sucha więc dodałam trochę wody dosypałam sodę oczyszczoną i mąkę. Rękami wyrobiłam ciasto i uformowałam płaskie placuszki. Taka forma bardziej mi odpowiada, kulki nie bardzo mi pasowały, szczególnie, że planowałam zrobić pity. Falafele ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i piekłam, aż się zrobiły się brązowe w ok. 200 stopniach Celsjusza. Wyszło mi 30 falafeli. 


sobota, 13 lutego 2016

Słodkie śniadanie dla dwojga

Opętani sprawami dnia powszedniego  często zapominamy o małych przyjemnościach, które sprawiają, że patrzymy na siebie z czułością. Walentynki jako święto importowane jest często krytykowane, ale z drugiej strony, jeśli raz w roku cały świat przypomina o tym, że o naszą drugą połówkę przydałoby się zadbać, to nie ma co się obrażać, ani tym bardziej bojkotować. Dla nie których walentynki są przez cały rok, dla innych to wyjątkowy dzień. Jedni i drudzy mogą zawsze zrobić dla ukochanej osoby słodkie śniadanko. Proponuję gęsty koktajl i słodki omlet. Porcja dla dwóch osób. Do przygotowania koktajlu potrzeba:

1 puszka mleczka kokos
laska wanilii
2 szklanki malin
1 łyżka cukru pudru

Mleczko kokosowe zagotowałam z rozkrojoną laską wanilii, wsypałam cukier i zostawiłam do wystudzeniu. Pestki wyjęłam do mleczka dodałam maliny i zmiksowałam. Jakby koktajl był za gęsty zawsze można dolać chudego mleka krowiego. 

Do zrobienia dwóch omletów albo jednego dużegoooo dla dwóch osób potrzeba: 

4 jajka 
1 łyżkę brązowo cukru
2 łyżki mąki ryżowej
250 ml śmietanki 30%
cukier puder 
sok z limonki albo cytryny
szczypta soli
świeże owoce

Śmietanę ubiłam z sokiem z cytryny, szczyptą soli i cukrem pudrem (słodkość śmietany zależy od upodobań). Jajka roztrzepałam z brązowym cukrem i mąką ryżową. Olet usmażyłam na oleju kokosowy, zdecydowałam się na niego ponieważ prawie nie ma smaku. Oblałam jeszcze gorący bita śmietaną i obsypałam owocami.


czwartek, 11 lutego 2016

Czerwone curry

W lecie dostałam od męża książkę o curry. Przyznam się pokornie, że tylko ją przerzuciłam i nie specjalnie się wczytałam. Jest świetnie wydana i sądząc po wspaniałych fotografiach przepisy w niej opublikowane muszą być receptami na pyszne, aromatyczne dania. Prędzej czy później zacznę z niej czerpać, ale póki co opierając się na swoim instynkcie przygotowałam czerwonek curry z ananasem (którego podobnie jak arbuza mogę pochłaniać w każdych ilościach). Do przygotowania tego całkiem szybkiego posiłku potrzebowałam:

500g piersi z kurczaka
1 świeżego ananasa
1 czerwoną paprykę
pastę z czerwonego curry
sól
olej

Mięso umyłam i pokroiłam w średniej wielkości kostkę. Podsmażyłam na oleju z orzechów ziemnych (bardzo go lubię i do dań o orientalnym zabarwieniu świetnie pasuje, ale to tylko kwestia upodobania). Kiedy mięso się zarumieniło dodałam ananas i paprykę pokrojone na kawałki zbliżonej wielkości do kurczaka. Dolałam około 200 ml wody i tak przez 15 minut na wolnym ogniu smaki się ze sobą łączyły. Kiedy wody zrobiło się o połowę mniej dodałam pastę curry, w zasadzie to całkiem sporo, lubię ostre potrawy i szczyptę soli. Danie było gotowe w momencie kiedy sos stał się aksamitny. Czerwone curry podałam z ryżem.


niedziela, 31 stycznia 2016

Czekoladowe głowy Vadera

Mój syn lubi Star Wars, lubi gorzką czekoladę i wręcz uwielbia kawę. Oczywiście zbożową.  Powtarza, że bez swojej kawki rano nie może wstać. To takie zabawne, kiedy dzieci kopiują zachowania dorosłych. Przynajmniej mogę być pewna, że rano  wypije coś ciepłego. 

Postanowiłam mu zrobić małą przyjemność i jakiś czas temu kupiłam foremki w kształcie głów Vadera. Czekałam prawie miesiąc na ich dostarczenie z drugiego końca świata. Wczoraj gdy słońce schowało się za horyzontem zaczęłam przygotowywanie pralinek. Potrzebowałam:

3 tabliczki gorzkiej czekolady
1 tabliczkę białej czekolady
odrobinę mleka
3 łyżki rozpuszczalnej kawy zbożowej
1 łyżkę brązowego cukru

Te proporcje są na jakieś dwie foremki, przygotowałam nie tylko głowy Lorda Sithów, ale także rozkoszne truskaweczki. Dwie tabliczki gorzkiej czekolady rozpuściłam w metalowej misce ustawione na garnku z gotującą się wodą. Przy pomocy pędzelka dokładnie wysmarowałam ścianki i spód wgłębień ze straszną maską i truskaweczkami oczywiście. Następnie wstawiłam je do lodówki. Przyszła pora na krem. Nie zmieniając miski rozpuściłam trzecią tabliczkę gorzkiej czekolady, dodałam do niej łyżkę cukru i kawę zbożową rozpuszczoną w 30-50 ml mleka. Energicznie mieszałam trzepaczką aż masa zrobiła się całkiem gładka. Nałożyłam ją do czekoladowych dołków w foremkach i znowu wstawiłam do lodówki, tym razem na nieco dłużej. Pozostał mi jeszcze tylko "zamknąć" czekoladki. W czystej misce roztopiłam białą czekoladę i dopełniłam nią foremki. Kiedy wszystko zastygł można było wziąć na ząb Lorda Vadera.