Ostatnio zaskakująco często odwiedzają nas moi rodzice. Przywożą ze sobą najróżniejsze rzeczy. Nie są to słoiki, bo dokarmiać nas nie muszą, w końcu jestem gotująca. Jak poszłam na studia to potrafiłam zrobić mizerię, ugotować makaron, zabełtać sos z torebki i posadzić jajka. Od tamtej pory moje umiejętności zdecydowanie wzrosły. Dlatego dostaję często warzywa i owoce. A to dwie wielkie dynie przywiozą, a to wielokilogramowego kabaczka, albo jak ostatnio piękne pigwy, na które nie mam jeszcze pomysłu. W związku z ich przyjazdem chciałam zrobić coś do kawy. Wybraliśmy się jednak niespodziewanie na szybkie zakupy do szwedzkiego supermarketu meblowego. Przeszło mi przez myśl, żeby zaopatrzyć się tam w torcik migdałowy. Pomyślałam jednak, że do powrotu do domu zostanie z niego zupa i łatwiej będzie kupić śliwki węgierki i upiec ciasto drożdżowe. Przecież wszystko miałam, zostało tylko brać się za pieczenie, a potrzebowałam:
1/2 kg śliwek
1/2 kg mąki pszennej
1 opakowanie suchych drożdży
1 łyżka miękkiego masła
70 g cukru
2/3 szklanki mleka
szczypta soli
Wszystkie składniki zmieszałam ze sobą, oczywiście oprócz śliwek, które porządnie umyłam rozkroiłam na pół i usunęłam z nich pestki. Wyrobione ciasto odstawiłam na kaloryfer w misce przykrytej czystą ścierką.W międzyczasie zrobiłam kruszonkę. Lubię mieszać dłońmi masło z tymi sypkimi składnikami, tak powoli całość zmienia strukturę i jest przyjemna w dotyku. Do przygotowania kruszonki potrzeba:
100 g masła
100 g mąki
100 g cukru
Wyrośnięte ciasto wyłożyłam równomiernie na blachę uprzednio wysmarowaną masłem i obsypaną mąką. Powciskałam w nie śliwki i obsypałam kruszonką. Pozwoliłam mu jeszcze przez 10 minut rosnąć, a następnie wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni Celsjusza. Wyjęłam gdy kruszonka zrobiła się złota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz