Wczoraj była
niedziela, ja w zasadzie powinnam ją nazywać dniem w kuchni. Jako
pełnoetatowy pracownik odprowadzający składki do ZUS-u i pełnoetatową kura domowa z dzieckiem, mam dużo na głowie i o wiele za mało
czasu. Zresztą po ośmiu godzinach w pracy, nie mam najmniejszej
ochoty gotować. W niedzielę gotuję na kilka dni. Wczoraj smażyłam
kotlety mielone, piekłam bułeczki i ugotowałam rosół z kury.
Rosół nie jest modny, ani nie jest specjalnie odkrywczym daniem,
jednak to ulubiona zupa mojego syna i przynajmniej raz w tygodniu
jestem zobligowana go ugotować. Jest najszybszą zupą na świecie.
Na początku studiów gotowanie jakiejkolwiek zupy wydawało mi się
tajemnym rytuałem. Czymś w rodzaju ważenia magicznej mikstury. Do
wielkiego gara wrzuca się warzywa, nazywane enigmatycznie
włoszczyzną i jakieś resztki ptaka domowego, który został za
jakiegoś krwawego obrzędu (czyt. porcja rosołowa). Jak wcześniej
wspominałam kompletnie nie umiała gotować. Na pewnym etapie mojego
życia rosół stał się koniecznością. Musiałam zostać
wtajemniczona. Rytuału poznania dokonał się dzięki mojej mamie i
telefonii komórkowej.
Teraz uważam go za
najszybszą i najprostszą zupę. Przepis mam swój, gotuję inaczej
niż moja mama. Jak przystało na zabieganą kobietę, zawsze mam
wszystko przygotowane i od pomysłu do pełnego garnka mija kilka
minut. Mój rosół to nie duży, aromatyczny garnek złotego płynu.
Do przygotowania
Rosołu z kury
potrzebuję:
1 odarte ze skóry
udko kurczaka
2 średnie marchewki
½ łodygi selera
naciowego
1 mały korzeń
pietruszki albo ½ pęczka natki
kawałek pora
1 małą cebulę
sól
pieprz
wegetę
Jest najszybszą zupą
dlatego, że mam zawsze obrane i zamrożone warzywa. Jak muszę taki rosół ugotować
to po prostu nalewam wody do garnka i wszystko co trzeba wrzucam do
środka. Natki pietruszki nie mrożę. Myję ją i obwiązuję
nitką. Oczywiście cebuli też nie trzymam w zamrażalniku. Przed
zatopieniem cebuli w garnku obieram ją i opalam na kuchence. Całość
na malutki ogniu gotuję przez dwie godziny bez pokrywki, zdejmuję
szumowinę. Pod koniec sypię trochę soli, trochę pieprzu i ze dwie
szczypty wegety, ot cała filozofia. Jak się nauczyłam to byłam
zaskoczona, że to aż takie proste.
Bardzo lubię zupy,
szczególnie takie geste. Moją faworytką jest zupa soczewicowa, ale
o tym innym razem.
Wegetę?! Natalia ja Cię proszę
OdpowiedzUsuńJako przyprawę. W końcu wszystko jest dla ludzi, ale w odpowiednich ilościach :P
OdpowiedzUsuńPewnie, że jako przyprawę ;) ale to jest taka dość kontrowersyjna przyprawa, bo zawiera dużo tzw. wzmacniaczy smaku np. glutaminian sodu. to jest trochę jak doping w sporcie, i zdaje się, ze odchodzi się od takich przypraw :P
UsuńAle każdy sypie to co lubi! PZDR
Przyprawą to jest np. ziele angielskie lub liść laurowy... których w tym rosole niestety nie znajdziemy. Ale na pewno nie jest nią Vegeta.
OdpowiedzUsuń