Translate

wtorek, 22 września 2015

Naleśniki pszenno-gryczane ze szpinakiem i serem kozim

Na szczęście wszystko kiedyś ulega zmianie. Zamiłowanie mojego niejadka do "niepróbowania" też. W czasie pobytu na Węgrzech wziął na ząb kawałek mięsa z gulaszu, co uważam za jedno z najważniejszych wydarzeń kulinarnych sierpnia. Wielokrotnie pisałam już o tym, że sosy to najstraszniejsza możliwa rzecz jaka może znaleźć się na jego talerzu. Zaczęłam więc powoli wypuszczać się na szerokie wody bezkresnego oceanu kulinarnych eksperymentów. Oczywiście bardzo powoli. Na razie podniosłam kotwicę i wypływam z portu.

Moje kochane dziecko zawsze jadało naleśniki, jednak jeśli wyczuło smak innej mąki niż pszenna to było już po obiedzie. Postanowiłam zaryzykować i przygotowałam naleśniki z mieszanki mąki pszennej i gryczanej, ze zdecydowaną przewagą tej drugiej. Zużyłam:

2 szklanki mąki gryczanej
1 szklanka mąki pszennej
3 jajka
mleko
szczypta soli
olej rzepakowy

Oczywiście nie wiem ile wlałam mleka, praktycznie nigdy nie pamiętam ile płynów wlewam do ciasta. Wszystkie składniki wymieszałam i usmażyłam naleśniki bez większej filozofii. Po wakacjach na Węgrzech niejadkowi pozostała słabość do dżemów. Codziennie w restauracji hotelowej zjadał co najmniej jedną kanapkę posmarowaną jakimś smakiem owocowym. Przetestował wszystkie dostępne, co było olbrzymim zaskoczeniem. Dlatego naleśniki na obiad były idealnie asekuracyjnym daniem. Dzięki dżemowi wyjście z portu było zagwarantowane. Chodziło o spróbowanie czegoś nowego. Na jego chęć skosztowania zielonej brei nawet nie liczyłam, ale ją przygotowałam i nawet podjęłam próbę, która oczywiście zakończyła się fiaskiem. Szpinak  do naleśników przygotowałam korzystając z następujących składników:

1 paczka świeżych liści szpinaku
1 opakowanie twarożku koziego
3 ząbki czosnku
czarny pieprz
sól

Listki wrzuciłam na gorącą wodę, która wesoło bulgotała na dużej patelni. Dodałam pokrojony w plasterki czosnek i posypałam solą. Kiedy woda się zredukowała dodałam serek. Na zielonej brei robiły się piękne pęcherzyki, które pękając radośnie zachlapywały mi kuchenkę. Po 2-3 minutach przestawiłam patelnię na deskę posypałam pieprzem i zabrałam się za rolowanie.

Usłyszałam, że robię najlepsze naleśniki na świecie. Nawet chętnie by zjadł te zielone, ale tylko pod jednym warunkiem, że w środku będzie dżem z kiwi.



2 komentarze: