Translate

niedziela, 26 lutego 2017

Rogaliki ekspresowe

Ostatnio moja kuchnia quischem stoi. Co kilka dni go przygotowuję co powoduje, że zostaje mi sporo ciast francuskiego. Nie znoszę wyrzucać jedzenia i staram się zrobić coś z resztkami. Miotając się po kuchni bez pomysłu na deser, ale za to z wielką ochotą na coś słodkiego zauważyłam kawałek ciasta, którego nie zdarzyłam jeszcze schować do lodówki. Wtedy mnie oświeciło. Zrobię rogaliki. Wiedziałam, że nie będzie ich dużo, ale to akurat dobrze. Wciąż walczę z brzuszkiem po ciąży. 

Do przygotowania ekspresowych rogalików potrzeba po trochę następujących składników:

ciasto francuskie
dżem
mleko
coś do posypania: cukier, siekane orzechy, płatki migdałów

Kawałki ciasta pokroiłam na trójkąty. Na środku każdego nałożyłam odrobinę dżemu. Miałam akurat z czarnej porzeczki. Zwinęłam w rulonik i ścisnęłam końce, żeby zawartość nie wypłynęła. Ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, posmarowałam mlekiem, posypałam brązowym cukrem i płatkami migdałów. Na koniec upiekłam.

Korzyści było kilka. Mąż był zaskoczony, że zrobiłam deser (kiedy?), było ich mało (nie obżarliśmy się), nie wyrzucałam resztek i dodatkowo znalazłam zastosowanie dla dżemu z czarnej porzeczki którego mam dziki zapas, ale to już inna historia.



piątek, 3 lutego 2017

Krupnik

Biorąc do ręki opakowanie kaszy jęczmiennej dostałam ostatnio przebłysku. Nie pamiętam kiedy  jadłam krupnik. Chyba ze trzy lata go nie gotowałam. Wpadłam w pułapkę przygotowywania posiłków pod niejadka. Nie przyrządzałam dań z poza uniwersum jego menu. 

Mieliśmy gościa na łikend, więc ugotowałam więcej niż zwykle rosołu, oczywiście przeholowałam. Zostało półtora litra złotego wywaru. Z triumfalnym uśmiechem zakomunikowałam, że przygotuję krupnik. Byłam mentalnie przygotowana na długą dyskusję pełną jęków i zawadzeń. Zaparłam się o szafki kuchenne, żeby nie odpuścić pozycji ani na milimetr i wtedy oberwałam prosto pod żebra. "Świetnie mamo, właśnie myślałem o krupniku!" Prawie osunęłam się na podłogę. Tak mnie zatkało, że zapomniałam języka w gębie. Na drugi dzień ugotowałam krupnik. Potrzebowałam do przygotowania zupy:

1,5 litra rosołu
2/3 szklanki średniej kaszy jęczmiennej
1 dużego ziemniaka
kawałek marchewki
2 listki laurowe
4 ziarna ziela angielskiego
sól
czarny pieprz

Postawiłam rosół na kuchence i zaczęłam go podgrzewać na małym ogniu z liściem laurowym i zielem angielskim. W  między czasie umyłam, obrałam, pokroiłam ziemniaka w kostkę i marchewkę w plasterki. Wrzuciłam je do garnka, a kiedy były na wpół miękkie dosypałam kaszę. Gotowałam około 10 minut, zgasiłam, przykryłam  i zostawiłam tak do obiadu. Kasza w ciepłym spęczniała. Po podniesieniu pokrywki doprawiłam.

Podałam zupę i uważnie liczyłam kęsy niejadka. Bez mrugnięcia okiem wsunął całą miskę. Jeszcze o wschodzie słońca myślałam, że blefuje. O zachodzie okazało się, że nastąpił w nim przełom kulinarny, jak tak dalej pójdzie to może skusi się na ser żółty albo żółtko z jajka, którego jest absolutnym wrogiem.