Zaczęło się od nieudanej imprezy. Impreza to za duże słowo, spotkania towarzyskiego. Miało być, a w końcu nie było. Za to sąsiedzi przyszli. Niestety byli już po kolacji. Efektem całego zamieszania była pełna lodówka. Planowałam miedzy innymi przygotować sałatkę z kurczakiem. Mięso pokroiłam w kostkę oblałam odrobiną oleju słonecznikowego, posypałam słodką papryką, pieprzem cayenne i solą, zostawiłam na godzinę w lodówce i usmażyła. Zamiast wrzucić gotowego kurczaka do sałatki trzymałam go jeszcze dwa dni w lodówce i robiąc co tygodniowy rekonesans, uznałam, że nadszedł czas sałatki, bo inaczej wszystko wyjdzie stamtąd na własnych nóżkach.
Wśród znalezisk było:
1 opakowanie rukoli z botwinką
200 g kurczaka
1 granat
1 limonka
resztka białego, półwytrawnego wina
Liście umyłam i osuszyłam. Kurczaka musiałam wskrzesić, więc wrzuciłam go na patelnię z łyżką gorczycy. Jak się zagrzał i przeszedł aromatem ziaren jego walory smakowe zdecydowanie się podniosły. Nasionami z połowy granatu obsypałam rukolę z botwinką. Dodałam kurczaka, a z wina, połowy limonki i łyżeczki miodu gryczanego zrobiłam dresing. Smak był naprawdę wybuchowy.
Translate
wtorek, 24 czerwca 2014
piątek, 20 czerwca 2014
Tarta ze szparagami
Dwa tygodnie temu odkurzałam pod szafkami w kuchni. Byłam tak zawzięta w tym czyszczeniu, że rurą strąciłam blachy i dwa ceramiczne naczynia do zapiekania. Blachą nic się nie stało, ale wszystko co było do potłuczenia rozsypało się w drobny mak. Najbardziej żal mi było dużej owalnej formy. No cóż, zamiast płakać poszłam do sklepu. Kupiłam okrągłą formę do tarty z falowanym brzegiem. Musiałam oczywiście od razu ja przetestować.
Sezon na szparagi w pełni, więc będzie tarta ze szparagami!!! Postanowiłam i niezwłocznie pobiegłam do warzywniaka. Ostatnio nie wychodzą mi ciasta pod tarty, dlatego kupiłam gotowe francuskie. Czasem można trafić paczkowane okrągła do specjalnie dedykowane do tarty, które jest naprawdę smaczne, ale niestety nie tym razem.
Do przygotowania tarty ze szparagami potrzebowałam:
1 ciasto francuskie
1 garść żółtych pomidorków koktajlowych
10 dag niebieskiego sera pleśniowego
10 dag szynki w kawałku
1 pęczek cienkich zielonych szparagów
3 jajka
mleko
sól
czarny pieprz
Ciasto dopasowałam do formy. Ponakłuwałam jego spód widelcem.Gęsto ułożyłam zblanszowane szparagi, którym wcześniej obcięłam stwardniała końcówki. Ser i szynkę pokroiłam w kostkę, a pomidorki na połówki. Wysypałam wszystko na wierzch. Zrobiłam zalewajkę z rozbełtanych jajek i odrobiny mleka z dodatkiem soli i czarnego pieprzu. Całość wstawiłam do piekarnika na ok. 30 minut przy temperaturze 190 C.
Sezon na szparagi w pełni, więc będzie tarta ze szparagami!!! Postanowiłam i niezwłocznie pobiegłam do warzywniaka. Ostatnio nie wychodzą mi ciasta pod tarty, dlatego kupiłam gotowe francuskie. Czasem można trafić paczkowane okrągła do specjalnie dedykowane do tarty, które jest naprawdę smaczne, ale niestety nie tym razem.
Do przygotowania tarty ze szparagami potrzebowałam:
1 ciasto francuskie
1 garść żółtych pomidorków koktajlowych
10 dag niebieskiego sera pleśniowego
10 dag szynki w kawałku
1 pęczek cienkich zielonych szparagów
3 jajka
mleko
sól
czarny pieprz
Ciasto dopasowałam do formy. Ponakłuwałam jego spód widelcem.Gęsto ułożyłam zblanszowane szparagi, którym wcześniej obcięłam stwardniała końcówki. Ser i szynkę pokroiłam w kostkę, a pomidorki na połówki. Wysypałam wszystko na wierzch. Zrobiłam zalewajkę z rozbełtanych jajek i odrobiny mleka z dodatkiem soli i czarnego pieprzu. Całość wstawiłam do piekarnika na ok. 30 minut przy temperaturze 190 C.
niedziela, 15 czerwca 2014
Oszukany biszkopt z truskawkami i galaretką
W zeszłym tygodniu pisałam o tortach. Wspomniałam również o cieście które nie wyszło. Chciałam zrobić biszkopt z truskawkami, jednak czas był zdecydowanie przeciwko mnie. Goście mieli przyjść w samo południe, a ja nie miałam fizycznie możliwości przygotować czegokolwiek poprzedniego dnia. Od rana w sobotę biegałam i starałam się nadrobić straty. Początek był nawet obiecujący. Biszkopt wyszedł mi świetny. I udało mi się sprawnie go przygotować w niecałą godzinę. Mój biszkopt jest trochę oszukany.
Do jego przygotowania potrzeba:
2 jajek
15 dag cukru
125 ml ciepłego mleka
1/2 torebki cukru wanilinowego
250g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Jajka ucieram z cukrami, dolewam mleko, przesiewam mąkę z proszkiem do pieczenia. Gotową masę przelewam do foremki wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułka tartą. Potem wystarczy wstawić do piekarnika rozgrzanego do 180 C na pół godziny.
Południe zbliżało się nieubłaganie, a ja dalej byłam w polu. Szybko przygotowałam galaretkę, oczywiście z 300ml wody, a nie 500ml, żeby była gęstsza. Wstawiłam ją do zamrażalnika, żeby szybciej stężała. Jak wylałam ją na biszkopt, była nadal zbyt płynna i wsiąknęła w ciasto. Przygotowałam drugą, ta z kolej za bardzo stężała. Efekt była taki, że goście jedli biszkopt nasączony galaretką obłożony truskawkami i obsypany kawałkami stężałej galaretki. Przynajmniej żelatyny wyszło dużo.
Tydzień później postanowiłam się poprawić i przygotowałam ciasto, które było zgodne z moją wizją o udanym cieście. Miałam w lodówce pół opakowania ricotty i pół małego kartonika śmietany 30%. Zmiksowałam je na gładką masę dodałam dwie łyżki soku z cytryny i pół laski wanilii. Postanowiłam się zabezpieczyć i wysmarować biszkopt tłustym kremem, żeby go zaizolować przed zbyt płynną galaretką. Tym razem byłam czujna i dopilnowała, żeby żelatyna była na wpół ścięta. Udało mi się zrobić wszystko jak należy, efekt można zobaczyć na zdjęciu poniżej.
Do jego przygotowania potrzeba:
2 jajek
15 dag cukru
125 ml ciepłego mleka
1/2 torebki cukru wanilinowego
250g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Jajka ucieram z cukrami, dolewam mleko, przesiewam mąkę z proszkiem do pieczenia. Gotową masę przelewam do foremki wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułka tartą. Potem wystarczy wstawić do piekarnika rozgrzanego do 180 C na pół godziny.
Południe zbliżało się nieubłaganie, a ja dalej byłam w polu. Szybko przygotowałam galaretkę, oczywiście z 300ml wody, a nie 500ml, żeby była gęstsza. Wstawiłam ją do zamrażalnika, żeby szybciej stężała. Jak wylałam ją na biszkopt, była nadal zbyt płynna i wsiąknęła w ciasto. Przygotowałam drugą, ta z kolej za bardzo stężała. Efekt była taki, że goście jedli biszkopt nasączony galaretką obłożony truskawkami i obsypany kawałkami stężałej galaretki. Przynajmniej żelatyny wyszło dużo.
Tydzień później postanowiłam się poprawić i przygotowałam ciasto, które było zgodne z moją wizją o udanym cieście. Miałam w lodówce pół opakowania ricotty i pół małego kartonika śmietany 30%. Zmiksowałam je na gładką masę dodałam dwie łyżki soku z cytryny i pół laski wanilii. Postanowiłam się zabezpieczyć i wysmarować biszkopt tłustym kremem, żeby go zaizolować przed zbyt płynną galaretką. Tym razem byłam czujna i dopilnowała, żeby żelatyna była na wpół ścięta. Udało mi się zrobić wszystko jak należy, efekt można zobaczyć na zdjęciu poniżej.
niedziela, 8 czerwca 2014
Wyjątkowy tort, a właściwie to więcej niż jeden
1 szklankę mąki
1 łyżeczkę proszku do pieczenia
3 łyżeczki gorzkiego kakao
100g masła
1 szklankę cukru pudru
1 paczkę cukru wanilinowego
3 jajka
1/2 szklanki mleka
szczyptę soli
Kakao z mąką, proszkiem do pieczenia i solą trzeba przesiać. Ciepłe masło z cukrami uciera się na kremową masę, a następnie dodaje do tego po jajku, odrobinie mleka i sypkich składników miksując wszystko. Potem już tylko wystarczy przelać masę do tortownicy i wstawić do piekarnika rozgrzanego do
180°C na 30 minut.
Planowałam zrobić oba toryt takie same w środku, a inne na zewnątrz. Niestety jak zaczęłam przygotowywać pierwszy, tak bardzo się starałam, że zamiast bitej śmietany wyszedł mi ser. Żeby uratować sytuację zmiksowałam go z truskawkami i tym przełożyłam rozcięte ciasto. Kolejna porcja bitej śmietany już się udała. Wysmarowałam nią więc cały tort, do brzegów przylepiłam ciastka oreo, a na szczycie prócz świeczki znalazły się pachnące latem truskawki.
Drugi tort był przełożony według planu bitą śmietaną i drobno pokrojonymi truskawkami. Całość oblałam dwoma tabliczkami mlecznej czekolady, rozpuszczonymi w kąpieli wodnej. Oczywiście dodałam do czekolady trochę mleka, żeby była bardziej płynna. Na koniec spełniłam życzenie jubilata i obsypałam tort 200g m&m'sów. Wyszło super. Nie pomyślałam tylko, że czekolada jest ciężka, i może przylepić się do talerz na którym trwał proces produkcyjny. Na drugi dzień kiedy przekładałam tort na paterę spód się trochę rozpadła, ale udała się to ukryć przed konsumentami.
poniedziałek, 2 czerwca 2014
Mini bomby - faszerowane malutkie cukinki
Buszując w dziale z warzywami, w jednej ze skrzynek zobaczyłam coś, co mogłam określić jednym słowem: słodkie. Tak urzekająco wyglądającego warzywa jeszcze nigdy nie widziałam. Były to małe okrągłe cukinie. Bez zastanowienia wrzuciłam do koszyka pięć i zaczęłam kombinować co z nimi zrobić.Uznałam, że nafaszeruję je mięsem, tak jak z reguły robię z papryką i zapiekę.
Do przygotowania moich małych bomb potrzebowałam:
5 małych okrągłych cukinii
500g mielonej wołowiny
1 średnią cebulę
4 plastry boczku parzonego
2 puszki pomidorów krojonych
garść marynowanych papryczek jalapeño (pokrojonych w plastry)
sól
czarny pieprz
Cukinie umyłam i częściowo obrałam ze skórki. Odcięłam "czapeczki" i wydrążyłam. Boczek pokroiłam na kwadraciki i wrzuciłam na rozgrzaną patelnie bez dodawania tłuszczu. Kiedy się zarumienił dodałam drobno posiekaną cebulę. Wołowinę przełożyłam do miski, posoliłam, popieprzyłam i wymieszałam z podsmażoną cebulą i boczkiem. Wydrążone cukinie wypchałam mięsem. Początkowo chciałam zrobić farsz z ryżem, ale koniec końców zrezygnowałam z zapychacza. Miałam nadzieję, że znajdę odpowiedniej wielkości naczynie żaroodporne. Niestety nic w odpowiednim rozmiarze nie miałam i musiałam użyć dwóch małych. Ułożyłam faszerowane cukinie i do każdego naczynia wlałam po puszce krojonych pomidorów. Oprószyłam wszystko solą i już miałam wstawiać do piekarnika..., ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Miałam słoik marynowanych papryczek jalapeño i postanowiłam powciskać ich plasterki pomiędzy pomidory. Wsunęłam naczynia z faszerowana cukinią do piekarnika rozgrzanego do 180°C. Po ok. 20 minutach przykryłam je pokrywkami. Po niecałej godzinie obiad był gotowy. Nagle w kuchni pojawiła się mój niejadek popatrzył z zaciekawieniem na cukinie i spytał "Mamo skąd masz te indiańskie miseczki". Mi kojażyły się raczej z bombami czy granatami, ale chyba byłam w błędzie.
Do przygotowania moich małych bomb potrzebowałam:
5 małych okrągłych cukinii
500g mielonej wołowiny
1 średnią cebulę
4 plastry boczku parzonego
2 puszki pomidorów krojonych
garść marynowanych papryczek jalapeño (pokrojonych w plastry)
sól
czarny pieprz
Cukinie umyłam i częściowo obrałam ze skórki. Odcięłam "czapeczki" i wydrążyłam. Boczek pokroiłam na kwadraciki i wrzuciłam na rozgrzaną patelnie bez dodawania tłuszczu. Kiedy się zarumienił dodałam drobno posiekaną cebulę. Wołowinę przełożyłam do miski, posoliłam, popieprzyłam i wymieszałam z podsmażoną cebulą i boczkiem. Wydrążone cukinie wypchałam mięsem. Początkowo chciałam zrobić farsz z ryżem, ale koniec końców zrezygnowałam z zapychacza. Miałam nadzieję, że znajdę odpowiedniej wielkości naczynie żaroodporne. Niestety nic w odpowiednim rozmiarze nie miałam i musiałam użyć dwóch małych. Ułożyłam faszerowane cukinie i do każdego naczynia wlałam po puszce krojonych pomidorów. Oprószyłam wszystko solą i już miałam wstawiać do piekarnika..., ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Miałam słoik marynowanych papryczek jalapeño i postanowiłam powciskać ich plasterki pomiędzy pomidory. Wsunęłam naczynia z faszerowana cukinią do piekarnika rozgrzanego do 180°C. Po ok. 20 minutach przykryłam je pokrywkami. Po niecałej godzinie obiad był gotowy. Nagle w kuchni pojawiła się mój niejadek popatrzył z zaciekawieniem na cukinie i spytał "Mamo skąd masz te indiańskie miseczki". Mi kojażyły się raczej z bombami czy granatami, ale chyba byłam w błędzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)