Translate

wtorek, 29 października 2013

Męska rzecz

Jakiś czas temu zobowiązałam się przygotować kolację dla kilku znajomych, którzy ostatnimi czasy pracują dużo na świeżym powietrzu. Przynajmniej mamy niespotykanie ciepły październik, pogoda sprzyja i można sobie na takie wyczyny pozwolić. Nie zmienia to faktu, że praca jest ciężka i trzeba porządnie zjeść. Wszystko było by ok, gdyby nie seria katastrofalnych awarii jaka mnie dotknęła. Termostaty na wszystkich kaloryferach zaczęły przeciekać, pod brodzikiem zaczęła zbierać się woda, a w kuchni zaczęło śmierdzieć gazem. Oczywiście najpoważniejsza była sprawa z gazem. Miałam nadzieję ją szybko załatwić. Według pana, który sprawdzał instalację, coś było nie tak z podłączeniem płyty. Po kolejnym zbadaniu wycieków, okazało się, że cała instalacja jest do wymiany. Po jej wymianie dalej śmierdziało gazem. Okazało się, że kurki na płycie są nieszczelne i muszę oddać ją do reklamacji. Nie było by to takie straszne gdyby nie brak paragonu. Tym sposobem prawie od trzech tygodni jestem bez kuchenki. Na szczęście mam piekarnik, mikrofalówkę i czajnik elektryczny.

Wracając do kolacji. Pole popisu miałam ograniczone. Zaworu z gazem nie ruszałam, a jedzenie trzeba zrobić. Postanowiłam wypłynąć na szerokie, nieznane wody i przygotować coś czego się strasznie boję. Zapiekankę. Już kiedyś wspominałam, że to danie nigdy mi nie wychodzi. Najczęściej kończy się na tym, że ziemniaki są surowe albo wszystko pływa w sokach, które nie mają pewnego źródła. Byłam mentalnie przygotowana na pułapki i wiedziałam jak ich uniknąć. Do przygotowania prawdziwie męskiej zapiekanki potrzeba:

1kg ziemniaków
200g kiełbasy
2 średnie cebule
3 jajka
2 kopiaste łyżki śmietany 18%
400g pieczarek
150g tartej mozzarelli do zapiekania
masło 
czarny pieprz 
sól

Żeby uniknąć twardych ziemniaków, musiałam je obgotować. Bez kuchenki to nie jest takie łatwe. Obrane i pokrojone w plastry kartofle włożyłam do naczynia żaroodpornego, zalałam wodą, przykryłam i wstawiłam do mikrofalówki ustawionej na 700W na całe 20 minut. Po odcedzeniu okazały się na wpół dobre. Pieczarki pokroiłam w plastry, cebulę i kiełbasę w kostkę. Kamionkową formę wysmarowałam masłem i ułożyłam w niej ziemniaki na przemian z pieczarkami w rzędach. Na wierzch wysypałam cebulę i kiełbasę. Żeby uniknąć drugiej pułapki, uznałam, że muszę zrobić gęstą zalewajkę. Pieczarki przecież wodę puszczają. Dlatego użyłam gęstej śmietany 18%. Dwie spore łyżki dodałam do rozbitych jajek, przyprawiłam solą i świeżo mielonym czarnym pieprzem, a następnie dokładnie połączyłam i wylałam na zawartość kamionki. Na koniec posypałam wszystko mozzarellą. Piekarnik ustawiłam na 200° C i zapiekałam jakieś pół godziny. Byłam strasznie zaskoczona, kiedy okazało się, że zapiekanka wyszła. Podałam do niej ogórki kiszone i dla spragnionych mocnych wrażeń ostrą musztardę. 








poniedziałek, 21 października 2013

Bułki z czarnymi oliwkami

Kilka dni temu oglądałam Master Chefa, wydanie australijskie. W kolejnym z zadań uczestnicy piekli chleb dla restauracji. Jednym z wypieków było pieczywo z czarnymi oliwkami. Narobiłam sobie takiej ochoty, że w łikend musiałam spróbować. Przejrzałam kilka przepisów i jak zwykle zrobiłam po swojemu. Oczywiście nie obeszło się bez wpadki. Do przygotowania ciasta potrzebowałam:

500g mąki pszennej typ 750
1 opakowanie suchych drożdży
ok. 200ml ciepłej wody
ok. 70g czarnych oliwek bez pestek
sól

Z ciastem poszło mi szybko i sprawnie. Mąkę przesiałam do miski, dodałam drożdże, sól, wlałam wodę. Potraktowałam wszystko mikserem i dodałam posiekane oliwki. Jeszcze na moment włączyłam mikser, a potem zaczęłam wyrabiać dłońmi. Zajmowałam się tym ciastem w ten sam sposób co ciastem na pizzę i wyrabiałam je tak długo na blacie, aż było idealnie elastyczne. Odstawiłam na półgodziny, żeby wyrosło.

W między czasie wstawiłam do piekarnika frytki dla niejadka i tu się zaczęły problemy. Jak wyjęłam blaszkę, bezwiednie przekręciłam pokrętło z temperaturą do zera. Włożyłam kamień do środka i zaczęłam porcjować ciasto. Ostatni dostałam bardzo fajną foremką do wycinania ravioli, tak mi przypadła do gustu, że wszystko nią wycinam. Bułeczki z oliwkami też. Ciasto rozwałkowałam na grubość ok. centymetra i wykrajał serduszka, które odkładałam na czystą ścierkę, gdzie sobie jeszcze powoli rosły. Kiedy skończyłam włożyłam połowę do piekarnika. Po kilku minutach zorientowałam się, że nie bardzo chcę rosnąć, a wtedy okazało się, że temperatura spadła do pięćdziesięciu stopni. Naprawiłam błąd, ale nie do końca zmieściłam się w czasie, musiała wyjść z domu. Resztę bułeczek zostawiłam przykryte materiałem i upiekłam jak wróciłam. Piekarnik rozgrzałam do 250° C i ułożyłam je na kamieniu na jakieś 10 minut. Smaczne wyszły, wdaje mi się, że to dzięki mące. 





poniedziałek, 14 października 2013

Grzyby są wszędzie

Nie znam się kompletnie na grzybach, za to lubię je jeść. Nigdy ich nawet nie zbierałam, nie licząc jednego wypadu. Miałam kilka lata i z mamą pojechałam do rodziny na Litwę. Był to czas zaraz po Czarnobylu. Pamiętam jak przez mgłę, że wybraliśmy się do lasu i zbieraliśmy kurki, było ich strasznie dużo. Ludzie przy drogach sprzedawali je na worki. Tymczasem tu i teraz gotuję. Zdarza mi się  robić coś ze wspomnianych kurek, ale w zasadzie to wolę pieczarki, które chyba grzybami nie są. Jakiś czas temu zrobiłam sobie kasze gryczaną z nimi. Wyszła mi świetna. Opędzlowałam całą patelnię za jednym zamachem. Postanowiła, że jak przyjdzie jesień i zacznie się sezon to zrobię to samo tylko z prawdziwymi grzybami.

Poszłam na targowisko i oniemiałam. Tyle grzybów to ja już dawno nie widziałam. Ponoć w tym roku jest dobry sezon. Nie miałam pojęcia, które wybrać. Podgrzybki mi ładnie wyglądały.  Kupiłam ich chyba z 200g, ale pewna nie jestem. Całkiem nieżle smakowały, ale chyba bardziej nadają się do słoika z octem niż do kaszy. Bądź co bądź jak kupiłam to zrobiła. Następnym razem przetestuję borowiki. Do przygotowania moich grzybków z kaszą potrzeba:

100g kaszy gryczanej
200g grzybów leśnych
1 średnia cebula
natka pietruszki
masło
olej
sól 
pieprz czarny

Grzyby oczyściłam z listków i innych gałązek, a potem obgotowałam. Trzymałam je w garnku jakieś 5 minut. W między czasie podsmażyłam na maśle z dodatkiem oleju cebulę na złoto. Odsączone grzyby przełożyłam na patelnię, odrobinę posoliłam i smażyłam, kiedy uznałam, że już im wystarczy dodałam pieprzu. Wsypałam do nich kaszę gryczaną, dodałam pół łyżki masła i dużo siekanej natki pietruszki. Tyle, obiad był gotowy. 



niedziela, 6 października 2013

Babeczki z gruszką i test konsumenta

W sobotę rano wybrałam się na lokalny placyk po orzechy. Spacer między straganami dobrze mi zrobił. Ostatnio czułam się wyzuta z pomysłów na gotowanie, a tu... Jesień przyszła i asortyment na straganach diametralnie się zmienił. Pełno jest skrzynek z orzechami. Gruszki i jabłka, a ile odmian. Śliwki mieniące się na fioletowo. Olbrzymie dynie i grzyby. Na grzyby nastawiłam się strasznie, ale o tym następnym razem. Skoro przyszedł łikend postanowiła, że zrobię coś na słodko. Dawno o tym nie pisałam, wysokie temperatury nie nastrajają do pieczeni. W końcu po co przy czterdziestu stopniach w słońcu dogrzewać się dwustoma z piekarni.

Mowa o niczym innym jak moich kochanych babeczkach. Uznałam, że do tak pięknego słonecznego dnia będą pasowały takie ze słodką gruszką. Nie zastanawiałam się długo. Kupiłam dużą, słodką, odrobinę miękką gruszkę i jak tylko wróciłam do domu, to wzięłam się za pieczenie. Do przygotowania takich babeczek potrzeba:

100g masła
200g cukru
1 jajko
1/2 torebki cukru wanilinowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 szklanki mąki
ok. 1 1/2 szklanki mleka
2 rządki gorzkiej czekolady
1 dużą miękką gruszkę
2 szczypty cynamonu

Miękkie masło utarłam z cukrami i dodałam do nich żółtko, a białko zostawiłam w osobnej misce do ubicia na sztywno. Do masy z żółtkiem przesiałam mąkę z proszkiem do pieczenia, wlałam mleko, starłam czekoladę i wsypałam cynamon. Gruszkę umyłam, obrałam i pokroiłam w drobną kostkę, a czekoladę starłam prosto do miski na dużych oczkach. Wszystko razem połączyłam, a na koniec, delikatnie mieszając dodałam sztywne białko. Piekłam babeczki w 180° C przez około 15 minut. Wyszły niezłe. Dostałam nawet pochlebną recenzję od mojego niejadka, który po skosztowaniu małego kęsa, wszedł do kuchni i powiedział. Mamo jakie smaczne babeczki, mają pyszny smak. Po pięciu minutach wrócił i stwierdził. Mamo dostanę nagrodkę za to, że powiedziałem, że babeczki z gruszką są smaczne. Ot lizus interesowny.